piątek, 22 sierpnia 2008

Elektroniczny sierpień

No i co? Miałem nic kurna nie pisać, ale jak tak dalej pójdzie, to do października żaden post się nie ukarze. Bez sensu taki interes, pomysły się marnują, słowa uciekają, tak dalej być nie może. Zresztą, to już prawie miesiąc posuchy, wiec chyba czas wrócić do formy...

Dziś rzecz o muzyce: Solar Fields, Farenheit Project, Lisa Gerrard & Klaus Schulze i last but not least Devendra Banhart.

Byliśmy niedawno, wraz z moim Świadkiem i jego lubą, nad jeziorem. Wieczorową porą, kiedy to grill już opustoszał a wino zaczęło działać, rozmowa zaczęła płynąć szerokim strumieniem. Gdy zeszła na tematy muzyczne, nieopatrznie rzuciłem, że ostatnio przypadła mi do gustu muzyka elektroniczna - na co zapadła pełna zdziwienia, ciężka cisza. Żona spojrzała na mnie z oburzeniem, jakbym opowiadał przy stole największe świństwa, Świadek ryknął śmiechem, stwierdzając, że on z techno to już dawno wyrósł. Mój umysł, rozgrzany czerwonym chilijskim El Sol, które degustowaliśmy rzetelnie od aperitifu, nie spostrzegł, że wszelkie tłumaczenia są jak grochem o ścianę, więc brnąłem dzielnie dalej, udowadniając, że istnieje jeszcze ląd nieodkryty pomiędzy Jean Michelle Jarrem a techno. Dopiero przy kolejnym oddechu, kiedy spoczęły już na mnie wyrozumiałe uśmiechy, jakimi karmi się artystów i psychicznie chorych, odpuściłem. Poległem z oszczepem ignorancji w brzuchu i cześć bracie, elektronika to w Sklepach Elektronowych, a nie tak publicznie, i to przy ludziach.

Nie ulega wątpliwości, że Jarre jest ikoną muzyki elektronicznej, prekursorem etc. O dziwo (dla wielu, dla baardzo wielu!) są jeszcze inni artyści, tworzący podobne kompozycje, i niekoniecznie prezentują je na zabawach z laserami i basem wypruwającym wnętrzności. Techno posługuje się elektronicznym brzemieniem, ale do samego gatunku ma się jak rock do jazzu. Muzyka elektroniczna, o której mówię, to przeciągłe, smętne kompozycje dźwięków i brzmień, bazujące raczej na atmosferze aniżeli porywającym rytmie. Wszystkich zniechęconych klepię przyjacielsko po ramieniu, co poradzę, może następnym razem się uda?

Solar Fields to jednoosobowy projekt szwedzkiego artysty Magnusa Birgerssona. Sam komponuje, ponoć gra na instrumentach jakich ludzkie oko nie widziało i korzysta z ultra nowoczesnego studia nagraniowego Jupiter. Wydał 5 albumów solowych i nie wzbrania się przed współpracą z innymi muzykami, których to collaborations ma na swoim koncie ponad 30. Wszystko to psu na budę, dopóki nie posłucha się Solar Fields samemu, a w mojej opinii brzmi co najmniej znakomicie. Ot i krótka, zaledwie pięciominutowa próbka.




Solar był pierwszy wśród moich odkryć elektronicznych, pierwszy więc został wymieniony. Jednak dalej jest już tylko Ultimae Records i ich syty dorobek. Nie jest to bynajmniej nowy zespół, a wytwórnia muzyczna, która w swoim menu serwuje wyłącznie najwyższej klasy ambient i electro. To oni stworzyli kompilację Fahrenheit Project, której sześć części pobrzmiewa popołudniami w Sklepach Elektronowych; oni też znakomicie odpowiadają na fundamentalne pytanie - czym jest terra incognita między Jarrem a techno?
Ich małe próbki >tu, >tu i >tu

Trudno powiedzieć, czy Lisa Gerrard & Klaus Schulze wprowadzają lżejszy klimat. Mój żonex uważa, że niekoniecznie, ale znosi to lżej, pewnie ze względu na pamięć Dead Can Dance.
Nowy album jest znakomity, eksperymentalny i tak bogaty, że można się nim zachwycać cały czas na nowo. Kto wie, może jak tak dale pójdzie zauroczy nas na tyle aby w listopadzie pojechać do Warszawy na ich jedyny koncert w Polsce? Prezentowana próbka wyłącznie muzyczna, bez teledysku, choć to YouTube.




I aby zakończyć z wykopem, a jednocześnie obudzić wszystkich przymulonych acz dzielnych czytelników (i słuchaczy), Devendra Banhart. Najpierw obejrzałem ten powalający teledysk, zostałem porwany formą (bo przecież nie treścią), Natalią Portman, nota bene dziewczyną artysty, a potem okazało się, że i pozostała część dorobku Devendry jest znakomita. Dla wszystkich fanów psychodelizujących grań rodem z lat 60-tych, niefrasobliwej awangardy i swobody wypowiedzi rodem z twórczości Frankia Zappy - polecam. Howgh!


poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Bunt

Powiem krótko - dopóki nie dostanę urlopu, nowych postów z mojej strony nie będzie!

sobota, 2 sierpnia 2008

Brak mi wstrzmięźliwości

Nie mogłam się powstrzymać, jeszcze jeden, mniej komercyjny, nie wiem, czy nie fajniejszy, filmik "Female Parkour":