wtorek, 31 sierpnia 2010

Światowy dzień bloga

Statystyczny bloger to:

- w dwóch trzecich mężczyzna
- w ponad połowie po ślubie
- jak również w połowie ma dzieci

- w 3/4 wypadków najchętniej określa się słowem 'szczery'
- w 61% prowadzi bloga aby poprawić swoje dochody
- oraz nawiązuje przyjaźń za pośrednictwem bloga średnio co trzeci raz

- najczęściej uaktualnia bloga 2-3 razy tygodniowo
- jest niezłym geekiem, i doskonale zna technologie, których używa
- a w 3/4 wypadków poza pisaniem dorzuca jeszcze zdjęcia

Moja jedna trzecia właśnie pojechała do dentysty na rowerze. Mała połowa dziecka zasnęła, wcześniej z żalu zalewając się łzami i czule obejmując drzwi za którymi zniknęła mama, żeby znów ją oddały.

Nic nie wiadomo na temat rodzaju płynów i używek spożywanych w trakcie pisania przez statystycznych blogerów. My preferujemy herbatę i orzeszki, być może jak 62% blogujących.
Ale uwaga, nie jesteśmy w 2/3 mężczyzną. Uf, zatem udało nam się znaleźć własną, niskooprocentowaną niszę

Potem zaczęło padać

Nie jest łatwo jednym pstryknięciem złapać psa (nie chce leżeć obok dziecka) i Basię (wcale nie chce siedzieć). Pozowane zdjęcia udają się tylko z entami, choć bądź tu cierpliwy i czekaj aż taki ent przesunie się bardziej na lewo.



Na zdjęciu żółta Zara Trikolor, gdyby ktoś był ciekawy.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Góry górą!

W sprawie krzyża (a może już Krzyża?) Góry Zielone nie są wcale taką prowincją, mamy swój głos, całkiem mocny, wychodząc z założenia, że lepiej stanąć po właściwej stronie barykady, niż potem żałować, dmuchać na zimne i w ogóle to pokorne ciele...

Swoją drogą - jeśli chodzi o postawę obywatelską to za refleks i odwagę należy się piątka.


sobota, 21 sierpnia 2010

Wypadzik za miasto


Na zdjęciu w czasie przerwy na podtrzymanie sił i humorów. Tuż po tym Basia się zepsuła, i nie dało się dalej jechać. To znaczy - dało, ale komfort mizerny kiedy coś ci ryczy, jakby chciał płuca wypluć. Niemniej, pierwszy poważny wypad na rowerach zaliczony.

Mimo, że krótki, dał nam w kość. Okazało się, że ma znaczenie 10 kilo na bagażniku, a rodzicem się jest nie tylko w tygodniu, ale i w weekendy.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Zyskujemy czas

Mamy dwa pokoje a w nich:
- salon dla gości
- zaraz obok, jakieś trzydzieści centymetrów - pracownia Uli
- na lewo, metr od pracowni Uli - pracownia Franca
- za plecami Franca, siedzącego nad Historią Cesarstwa Bizantyńskiego w swojej pracowni jest bawialnia Basi
- która ma dwa kroki do centrum audio
- znajdującego się w sąsiedztwie czytelni połączonej z barkiem, jak przystało na prawdziwą czytelnię dla koneserów.

Po dłuższej wycieczce korytarzem, która dla osoby przyzwyczajonej do przestrzeni wyżej wymienionych może być poważnym dystansem, na który już bierze termos i kanapki, mamy strefę sypialni, a w nich:
- sypialnię Basi
- zaraz obok sypialnię rodziców Basi
- sąsiadującą z garderobą
- oraz z najnowszym wynalazkiem ochrzczonym jako spiżarka na książki, przeznaczenia której możecie sami dociekać, a która znajduje się za drzwiami do sypialń i składa się w większości z kartonów wypchanych literaturą, poukładanych w zgrabny stosik wysokości dorosłego człowieka.

Cały ten geograficzny przewodnik można oczywiście traktować jako zaproszenie, bo skoro już ktoś czyta naszego bloga, to musi nas znać chociaż odrobinę, inaczej umarł by z nudów; tym samym jest spora szansa, że też go znamy, a to już drzwi otwarte i galopująca polska gościnność. Docelowo chcieliśmy jednak w ten skomplikowany sposób wyrazić nasze zaskoczenie, jak wiele można zyskać czasu ograniczając własną życiową przestrzeń. Mniej powierzchni = mniej sprzątania = łatwiej złapać dziecko. W zasadzie o to chodziło, tylko się jakoś rozwlekło...

czwartek, 12 sierpnia 2010

Przeprowadzka - odkrywanie nowego lądu

W zmianie miejsca zamieszkania ekscytujące jest odkrywanie na nowo wszystkiego, co do tej pory było oczywiste. Zasłony przesuwają się nie tak jak dawniej, klucze w zamku kręcą w odwrotną stronę, a nocą, kiedy bez okularów idzie się do toalety, ręka sama szuka klamki w całkiem innym miejscu. Wytyczamy nowe szlaki z psem, który, zdezorientowany obcym środowiskiem, musi wywalczyć sobie teren na zasadzie inwazji z zewnątrz. Jedynie dziecku jest wszystko egal, dopóki mama jest w zasięgu wzroku.

Im dalej posuwamy się w dekompresji naszego dobytku, tym silniej odczuwamy jego nadmiar. Niezliczone pudła i pudełka eksplodują jak purchawki, wypluwają sterty papierów, na które już nigdzie nie ma miejsca. Upychamy je trochę bez sensu, a trochę z nadzieją, że ktoś kiedyś będzie się z nich cieszył, skoro na bieżąco nie są do niczego potrzebne. Dokonujemy zmian przeznaczenia, tych zmian, które uwielbiamy, kiedy zwykły przedmiot nagle udowadnia, że przypisana mu przez niezliczone pokolenia funkcja jest jedynie bladym cieniem jego możliwości. Smutne i zaniedbane biurko z nadstawką staje się w ten sposób kredensem kuchennym; obrusy zwisają z karniszy, butelki to młotki, a młotki to znakomite uchwyty do gorących naczyń kuchennych. Świat przestaje być mono, a robi się bardziej stereo, którego za Chiny nie mogę złapać dla PR 2, mimo że legendarna czułość Yamahy...

środa, 11 sierpnia 2010

Postęp?

Przesuwamy niewidzialną granicę współpracy - ja i Basia. Najpierw dziecię potrafiło wyć ponad godzinę, po czym padało ze zmęczenia. Teraz zadowala się ledwo dwoma kwadransami. Co prawda dokonuje przy tym wyczynów ekwilibrystycznych, które można by odczytać jako chęć rzucenia się ze schodów z żalu za matką, wystarczy jednak morze cierpliwości i sytuacja opanowana.

Wydaje mi się, że na potomstwo jest określony czas. Taki, kiedy człowiek ma dość siły, by dzielić ją między siebie, partnera, dziecko, pracę, hobby i resztę świata; do tego chęci, by to wszystko wychodziło dobrze, by dało się ogarnąć i dawało przyjemność. Żeby nie było ani za wcześnie, kiedy odczuwa się brak doświadczenia, ani za późno, kiedy doświadczenie może stanowić kłopotliwy balast. Z każdego wieku rodziców może wyjść inne dziecko. O trafności wyboru można dowiedzieć się już po dwudziestu latach.

Argument przeciwko potomstwu

Ponoć 60% odwiedzin You Tuba pochodzi od osób właśnie będących w pracy. Da się to łatwo wytłumaczyć, oczywiście na korzyść owych pracowników, w ten oto sposób: szukam czegoś dla klienta, jakiejś reklamy przykładowej albo inspirującej. Patrzę sobie przy okazji na link z boku, podążam, podążam dalej, mija południe, potem jeszcze trochę podążam, dzielę się znaleziskami z koleżanką z pracy, i już czas wychodzić. Ot, i cała filozofia.

Dzisiaj wykopana z sieci reklama dydaktyczna. Majstersztyk scenarzystów. Język uniwersalny.


środa, 4 sierpnia 2010

Nazgula z siodłem oddam w dobre ręce

W ciągu dwóch lat dało się nam ponownie zgromadzić masę sprzętu, z którym nam nie do pary. Jeżeli ktoś chciałby nas od niego uwolnić, to proszę bardzo, najlepiej osobiście, ale w paczkę też wejdzie:

- monitor 19', błysk maszyna tylko że gabaryt z zeszłej epoki

- dwa komputery stacjonarne w różnym stanie rozkładu

- wiaderko podzespołów do komputera (karty graficzne zbierane przez lata)

- dwa dyski HDD w nieznanej kondycji

- pięć stojących wieszaków na towar, pochodzących jeszcze ze Sklepów Elektronowych, ale dla błyskotliwego wynalazcy jak znalazł na wszystko, nie wyłączając zastosowań kuchennych

- nokia 3210 z widocznymi śladami użycia, kolor pomarańczowy, pełne retro

- kilka par słuchawek, w dodatku nowych, zapakowanych w oryginalne pudełka, no niechże się ktoś zlituje

- pół metra miesięcznika National Geographic, uzbieranego konsekwentnie dla przyszłych pokoleń; kilka pełnych roczników - jeżeli jeszcze raz miałbym to przenosić to chyba się zapłaczę


- spora garść kobiecych ubrań

- ekspres do kawy. Mnie też to dziwi, ale nadal nie znaleźliśmy osoby, która cieszyłaby się z ekspresu. Normalnego. Działającego. Zadbanego. No do cholery, czy Wy kawy nie pijecie?

W miarę czynienia dalszych postępów listę będziemy uzupełniać na bieżąco.

Gdy rozum śpi, budzi się Krakowskie Przedmieście

Z braku telewizora nie jesteśmy na bieżąco, więc niech mi ktoś wyjaśni: czy to się dzieje naprawdę? Czy to się dzieje w stolicy? Czy naprawdę musimy emigrować do Urugwaju?

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Sklepy Elektronowe - Druga Młodość

Pewien bożek z glutem w środku przetrwał kolaps Sklepów Elektronowych i nadal dumnie spełnia swoją funkcję, może nawet bardziej praktycznie niż do tej pory. Postąpił zgodnie z długą tradycją bożków, którzy, aby nie zostać zapomnianymi, muszą się przebranżowić.

Bożek z glutem, o którym już kiedyś wspominałem, patronował klientom, dbając aby było ich jak najwięcej i wydawali możliwie dużo. Sprawdzał się średnio, a ostateczną ocenę jego umiejętnościom wystawiła klapa Sklepów. Pokonany i złamany życiem, ze zrujnowaną karierą i bez jasnej przyszłości schował się do kartonu, gdzie przypadkiem odnalazłem go, szukając czegoś, co nadawałoby się na lampkę nocną do pokoju Basi. Nie dość, że posiadał wszystkie funkcje lampki nocnej, to jeszcze w półmroku prezentował się naprawdę okazale.

W Sklepach mu trochę nie poszło. Teraz czuwa nad bezpiecznym snem dzieciątka, a kiedy wieczorem zaglądamy do sypialni - cała jest wypełniona błękitną, opalizująca poświatą. Idzie mu nieźle, chyba do tej pory minął się z powołaniem, albo wyznawcy przypisali mu cechy, którym nie mógł podołać. Basia nie narzeka, jakby mniej się rozkopuje. Stary, doświadczony bożek czuwa.