czwartek, 29 października 2009

Flower power

Tak do dziwnie jest świat ułożony, że facet może się starać, śniadanie przynosić do łóżka, biegać po urzędach, pieniądze do domu przynosić, ale jak kwiatów kobiecie nie kupi, to wszystko to na nic, bujda na resorach i w ogóle nic nie robi. Mówił mi o tym dziadek, mówił ojciec, mówił wieszcz Adam i zastępy poetów, ale dopóki samemu nie sprawdziłem, nie chciało mi się wierzyć.

wtorek, 27 października 2009

Somnabuliczni rodzice

Kiedy niezależnie od tego, co robisz - cały czas myślisz o spaniu, nie ma co się bronić, przywiązywać do starego porządku i zapierać nogami. Walimy w kimono o 21 i nie ma zmiłuj. Nie ma zresztą co tłumaczyć, bo wiadomo, i wcale nie prawda, że młodzi rodzice to mogą przez całe miesiące nie spać, a do tego grać nocami w brydża i chodzić po górach. Propaganda szyta grubymi nićmi.

niedziela, 25 października 2009

Młodzi, rześcy, z nadzieją patrzący w przyszłość...

Musieliśmy odbić sobie dzisiejszą noc. Baśka wykazała się nieprzeciętnym talentem wokalnym, odpornym na wszelkie próby opanowania. W godzinach między drugą a czwartą w nocy przechodziliśmy przez wszelkie stadia nerwicy, zniechęcenia i nadziei. Nie było pozycji, w których to szatanięcie leżałoby spokojnie dłużej niż minutę. Posnęliśmy umęczeni z mocnym przekonaniem, że ja to się urobiłem po łokcie, a ten drugi nic tylko śpi, i jaka w tym małżeńska sprawiedliwość, jutro rozwód jak nic...

Po śniadaniu było już trochę lepiej i rozwód odłożyliśmy do wieczora. Atmosfera oczyściła się zupełnie na pierwszym wspólnym spacerze, i kto by pomyślał że taką ładną jesień za nogi jeszcze złapiemy. Na kawkę do Nigra zdążyliśmy, takie złote dziecko mamy co nie obudziło się nawet na największych wybojach, a młodzi rodzice nie są przecież zbyt wprawni w operowaniu machiną wózkową. Powieki trochę się nam podniosły, humory poprawiły. Z rozkoszą myślimy o kolejnej nocy, dziecko się za jasnego wyśpi to wieczorem znów da popalić. Nie ma jednak odważnych, którzy by chcieli ją teraz budzić. Śpią.




piątek, 23 października 2009

Ucieczki

Ucieczki z domu oczywiście.

Tak się jakoś złożyło, że dwutygodniowe niemowlę nie jest łatwo zostawić samo w domu i to nie z obawy, że pokasuje pliki w laptopie, czy wgra nielegalne oprogramowanie. Jak więc nacieszyć się jesienią i uciec z domu na zewnątrz? Oczywiście przez okno widzę, że nie ma za bardzo czym się cieszyć, bo jasień jakaś licha, ale dwa tygodnie w czterech ścianach zupełnie mi wystarczą.

Jeśli nikt nie może zaopiekować się naszym słodkim maleństwem, należy oczywiście wziąć dziecko ze sobą. Drugie piętro i wózek to nie bajka, szczególnie, jeśli nagle coś odlatuje, bo nie było dobrze przypięte, ale dla zdesperowanego nic trudnego. Tak oto mamy z Basią za sobą pierwszy spacer. Byłyśmy oczywiście u taty w sklepie. Zajrzałam przez okno. Mąż mój nie okazał zdziwienia, przecież często do niego zaglądam. Zaraz, zaraz, zdawało się mówić jego spojrzenie i dopiero po chwili coś w wyrazie oczu zmieniło się. Jak się okazuje, nie można tak zaskakiwać z zaskoczenia.

czwartek, 22 października 2009

Sklepy Elektronowe - Starzy nieznajomi

Drzwi Sklepów Elektronowych otworzyły się szeroko, wpuszczając chłodne powietrze, zapach perfum i głosy z zewnątrz. Kilka suchych liści zawirowało i pofrunęło na środek pomieszczenia, tuż obok śladu męskiego buta i martwej ćmy. W wejściu pojawiła się kobieta, ostrożnie stąpająca po schodach z tym skupionym wyrazem twarzy wspólnym wszystkim krótkowidzom. Spotkaliśmy się w połowie drogi, niedokończone zdanie do towarzyszącego jej mężczyzny zawisło w powietrzu, nierozwiązana zagadka różnicy między narzutem a marżą straciła znaczenie. Przez moment przyglądaliśmy się sobie, niepewnie przypuszczając, że może to być ktoś niepokojąco znajomy, ktoś z dalekiej i pastelowej przeszłości, gdzie nie warto nazywać rzeczy po imieniu i spotyka się tylko kolory i zapachy, żadnych konkretów i dookreśleń. Ktoś znany doskonale i równie dobrze zapomniany.
Kobieta podeszła ostrożnie do lady.
- Baterie?
- Proszę.
Skasowane, rozliczone, ciach ciach, stukot rozsypanego bilonu i zakłopotany uśmiech, to ja może pomogę, dziękuję, nie ma sprawy.
- Czy my się kiedyś nie spotkaliśmy? - zapytała, i było w tym wszystko, od bezbłędnej egzekucji jakichkolwiek niedomówień mogących stanowić sens, po określenie jedynej słusznej odpowiedzi.
- Nie sądzę - odparłem szybko. Wyszła w jesień i było w tym wszystko, od przegadanych na tysiąc wieczorów zakończeń w stylu latynoamerykańskim po zdziwienie, jedno wielkie pytanie i arabeski słowne, które tak lubię, do znudzenia i amen.

niedziela, 18 października 2009

Moment

Karmienie, przewijanie, kąpanie to są wszystko proste sprawy, mechaniczne umiejętności nie mające nic wspólnego z rodzicielstwem.

Moment, kiedy stajemy się rodzicami, jestem o tym przekonana, to ta chwila, kiedy chcemy wyjść i zostawić dziecko samo. Niech się wypłacze, przecież kiedyś przestanie.

Zamiast tego znów bierzemy je na ręce (chociaż w środku wszytko jest przeciwne, chcemy uciec jak najdalej), bo przecież nie powinna być sama. Może jej nie pomożemy, ale przynajmniej będziemy blisko.

sobota, 17 października 2009

Ironia losu zawsze w modzie

Przypadek bywa czasem tak zaskakujący, że gdyby tylko istniały jakieś racje, źródła, którym można by przypisać intencje, plany które można rozgryźć, jednym słowem: wytłumaczenie; wtedy byłbym mniej zdziwiony niż będąc postawionym wobec sytuacji tak absurdalnej, że aż zęby bolą.

Poszedłem odebrać wypis Uli ze szpitala. Ordynator, bardzo miła choć sroga, przyniosła historię pobytu i stwierdziła, że wypis już był, i jesteśmy niepoważni, żeby tak zawracać dwa razy głowę. Po serii próśb zgodziła się udzielić go raz jeszcze, chociaż ona jest przeciw takim sytuacjom, i każdy powinien dbać o dokumenty, bo jeśli i przecież. Już kończąc zapytała o wagę dziecka.
- Trzy sto - powiedziałem, a ona złapała się za głowę, jaki to mają burdel, bo w papierach jest trzy osiemset.
- A wzrost?
- Pięćdziesiąt trzy - wasza wysokość już nie dodałem, bo ze zgrozą odkryliśmy ze znów jest pomyłka.
- Ale pana żona nazywa się tak i tak.
- No tak.
- I zameldowana jest w Skierniewicach, na Powstańców Śląskich pięćset przez dziewięćset?
- Jak boga kocham nigdy w życiu! To nie moja żona!

Sarkając, jaki ten świat jest zafajdany, odkryliśmy, że na oddziale były przyjęte jednocześnie dwie Urszule o tym samym nazwisku. Mógłbym wyjść nie z tą żoną, albo nawet mieć dwie. Przekichane.

piątek, 16 października 2009

Pierwsza fotka

Żebyście nie myśleli, że się wstydzimy dziecka i dlatego nie ma jeszcze zdjęć. Jedyne czego nie ma, to czasu, żeby je umieścić.

Na początek staroć, bo jeszcze ze szpitala - pierwsza doba.

czwartek, 15 października 2009

Poporodowe depresso

Wcale nie jest najtrudniejsze wstawanie po nocy. Owszem, nie ma w tym nic przyjemnego, kiedy pod powiekami czuje się piasek i można obserwować przemijanie tej wstrętnej godziny przedświtu z dzieckiem na rękach.

Nie jest łatwe kąpanie, przewijanie i obchodzenie się z czymś, co nawet nie potrafi utrzymać ciężaru własnej głowy. Ciągłe poczucie kruchości, jakby w każdej chwili groziło stłuczenie, irytacja na samego siebie za niezrozumienie, dlaczego ten potwór tak krzyczy, przecież syty, wyspany i sucho ma w majtach, no litości dziecino.

Najciężej znaleźć w tym wszystkim siebie. Siebie na poziomie zadowolenia z bycia rodzicem, bez upartej tęsknoty za tym co zostaje z tyłu. Niektórzy rodzą się rodzicami. My się ewidentnie stajemy. Proces wymagający masy cierpliwości i nieodzownego czasu.

poniedziałek, 12 października 2009

I jej czarne stopy...

Kąpiel Basi nie jest skomplikowana, jeśli tylko opanuje się kilka następujących po sobie czynności. Najpierw woda - łokieć, czyli sprawdzamy temperaturę aby nie ugotować dziecka; w międzyczasie czyszczenie noska za pomocą pompy ssącej, gdzie siłą ssącą jestem ja sam. Potem suszenie już mocno wijącego się szkraba, smarowanie fioletem pępowiny i szybkie ubieranie na cztery ręce, czyli spróbuj wepchać jednocześnie wszystkie kończyny w odpowiednie miejsca, podczas gdy kończyny poruszają się po trajektoriach chaosu. Im szybciej chcemy sobie z tym poradzić, tym weselsze są efekty naszej pracy.

Dzisiaj finiszujemy, Baśka fika i krzyczy jak przystało na noworodka - żywczyka, patyczek do uszu gotowy aby nasączyć go fioletem, kiedy to dziadostwo w ogóle nie leci, cisnę fiolkę, cisnę i jak nie siknie, w ciągu kilku sekund świat robi się cały fioletowy, szczególnie stopy Basi, ręce Uli, która stara się opanować sytuację, umieramy ze śmiechu widząc pierwsze dziecko o skórze jak fiołek, prawdziwa szlachecka krew, nie ma co.

sobota, 10 października 2009

Refleksja dnia pierwszego

Tak jak podejrzewałem, miesiąc w którym urodzi się dziecko będzie miesiącem wielu postów i jednego tematu...

Ulę z Basią odebraliśmy ze szpitala ok. 13.00. Byliśmy dość dobrze zorganizowani, ale jeśli ktoś myśli, że zdąży zapiąć wszystko na ostatni guzik i nie będzie latać potem pięć razy do sklepu, to jest w grubym błędzie. Po kolejnej wycieczce doszedłem do jednego ważnego wniosku: przy małym dziecku naprawdę warto mieszkać w mieście. Sklepy, apteki, bankomaty, drobnostki, których brakuje, to wszystko jest pod ręką. Kłopotliwe byłoby mieszkać na obrzeżach miasta, że nie wspomnę o zewnętrznych rubieżach.

Uprzejmie donoszę

Poród nie był aż tak krótki, jak go pamięta rozentuzjazmowany tato. Trwał troszkę ponad 5 godzin. Czy to długo, czy krótko?

Dla tych, którzy lubią solidne fakty donoszę:
53cm długości
3100g bardzo żywej wagi
włosy ciemne - co było już widać
oczy ciemnoniebieskie, ale jeszcze dużo się może zmienić
upodobań muzycznych nie znamy, ale kulinarne owszem - dużo "mamy" :)

Za życzenia serdecznie dziękujemy, myślę, że Basia również.

czwartek, 8 października 2009

Przepis na rodzica czyli już...

Mamy dziecię, nówka na tym świecie, wiek jeden dzień, ze dwa wspomnienia na koncie i ostrość widzenia do 20 cm. Przyszło na świat szybko, w ciągu dwóch godzin od pierwszych skurczów a pediatra dał jej bez wahania 10/10 punktów, i to było to co naprawdę chciałem usłyszeć, że zdrowe, bez powikłań i inkubatorów. Młoda matka dała z siebie wszystko, była na to przygotowana, kontrola oddechu mistrza jogi i te sprawy, więc już dzisiaj śmigała w formie iście wybornej. Ze zmęczeniem, którego smaku się nie zapomina, walnąłem trzy głębsze w knajpie w drodze do domu, barman policzył taniej, bo za córkę. Wszyscy mężczyźni przy barze żywiołowo gratulowali oraz podzielili się chętnie własnymi doświadczeniami i papierosami. Zmęczenie powaliło mnie z nóg prosto w puchowy miąższ pościeli niecałą godzinę później, i popłynąłem w niewiadomym kierunku aż do rana. Kiedy otworzyłem oczy byłem już pełnoprawnym ojcem rodziny.





Dziękujemy wszystkim za wsparcie, pomoc i gratulacje, umacniające nas w przekonaniu, że dokonaliśmy dobrego wyboru. Coś, z czego cieszy się tak wiele osób musi być dobre i słuszne. Basia dziękuje szczególnie, jeszcze nigdy nie odebrała tylu pochwał.

Zapisy na odwiedziny trwają. Młoda matka lubi kwiaty, za to czekolada jej nie służy, bo dziecię ma potem zaparcia. Dziecię lubi ciepłe mleko, ciepłe śpiochy, suche pieluchy i gry planszowe. Na pewno lubi gry planszowe. Może tylko jeszcze o tym nie wie.

środa, 7 października 2009

Na finiszu

Smętnie w Sklepach jesienią, smętnie na dworze, klienci jacyś tacy zaskoczeni chłodami tylko przemykają deptakiem. Przysypiam nad jakimś durnym artykułem z Wyborczej, kiedy dzwoni Ula:
- Słuchaj, nie panikuj, ale niedługo dam ci znać, bo chyba się zaczęło...

Adrenalina tryska uszami i w ciągu kilku sekund jestem gotowy, i wybaczcie, ale muszę lecieć...

niedziela, 4 października 2009

Przerwane objęcia

Nie wiem dlaczego, ale po obejrzeniu "Przerwanych objęć" zostało mi poczucie jakiejś niecodzienności, które obracam w głowie, i nawet nie wiem, czy mogę je dopasować do filmu, chociaż się staram, bo reżyser, bo Penelope, bo przecież wszyscy i wszędzie. Ta niecodzienność mnie dręczy, jak patrzę na kubek z herbatą to widzę ją w cukrze, a w herbacie surogat kolejnych dni. Na pytanie co to ma wspólnego z filmem powiem wprost że nie wiem, ale pracuję nad tym.

Poszliśmy do kina rodzinnie, z ojcem, czyli niecodzienność, ponoć wyhodowana od ponad kilku lat. Film nie anglojęzyczny, niecodzienność, a może tak mało ich oglądamy? Film chyba dobry, tak dyplomatycznie jakby brakło mi języka, co niecodzienne rzecz jasna, zwłaszcza że wywołał całą masę emocji, i szukaj bracie ich przyczyny.


piątek, 2 października 2009

Klingoński tłumacz... - rozwiązanie

Było całkiem kreatywnie, ale w pewnym momencie jakby zabrakło Wam inwencji. Może to te jesienne deszcze, bo nie wiem jak na wschodzie, ale u nas zaczęły się na dobre; może nagroda, niezbyt wyszukana, mieć takie ladaco niewiadomego pochodzenia (i przeznaczenia) w domu to też ryzyko. Każdy oglądał przecież Obcego i wie, że z pozornie nijakich obiektów może wyleźć kawał niezłego bydlaka. Tak czy inaczej, czas odsłonić tajemnicę, wyjąć królika z kapelusza i piątego asa z rękawa.

Wedle wszelkich moich przypuszczeń, opartych na dogłębnej obdukcji, jest to pilot do masażera stóp, sprzedawany w Telezakupach na Polsacie w czasie marnej oglądalności. Górny otworek, jakoby oddechowy, jest wedle wszelkiego prawdopodobieństwa miejscem podłączenia pilota do urządzenia, a stopa widoczna na wyświetlaczu, podzielona na fragmenty, służy do wyboru części masowanej. Ot, w skrócie tyle, chociaż nadal mam wątpliwości, czy jest to wytwór myśli ludzkiej.

W tym przekonaniu utwierdza mnie mój Informator od spraw pozaziemskich. Otóż, wedle najnowszych doniesień, Ziemię okupuje coś ponad 60 ras obcych, z czego siedem bezpośrednio angażuje się w układ sił. Są to:
  1. szaraki
  2. nordycy
  3. jaszczuropodobne
  4. dryglasy
  5. humanoidy
  6. 7. 8. - tu już się pogubiłem, i nie zapamiętałem.
Te siedem ras wspomaga technologicznie wybrane państwa, a jednym z narodów wybranych jest, rzecz jasna, Polska. Logiczne jest również, że chronią swą działalność pod płaszczykiem codzienności, a wytwory ich intelektu zamknięte są w, na pozór zwykłych, przedmiotach. Tak jak w tym wypadku. Dopiero głębsza analiza połączonych umysłów zdziera zasłonę fałszu i odsłania drugie dno.

Rzuca to pewne światło na wiele nurtujących kwestii: zalew towarów, jakoby z Chin, dziurawe drogi, których nie sposób naprawić, ruchy mocherowe i zniszczenie Rozpudy gdzie przypuszczalnie było lęgowisko dryglasów.