piątek, 30 listopada 2007

Zagadka literacka

Po męczącym dniu trafiłem na taki oto zacny fragment literatury, który przywrócił uśmiech na na moich ustach:

Więc przemierzajmy nowe szlaki,
wędrujmy kryjąc w głowie plan, mądry plan!

Dopomagajmy stworom takim,
którym jest ciężej, niż jest nam, właśnie nam!

Niech sprawiedliwość triumfuje,
gdzie skierujemy dziarski krok, śmiały krok!

A nam po trudach niech smakuje
...

I tu dla Was zagadka. Co powinno być dalej? Skąd pochodzi ta piosenka (ha! to mi się podpowiedź udała) i kto ją napisał?

Szczęśliwego Badacza, Badaczkę lub Badaczy (jeśli kilka osób rozwikła ten niecny podstęp), którzy poprawnie odpowiedzą, zapraszam na - do wyboru: kufelek zimnego piwa, kubek gorącej czekolady lub pół litra w iście literackim gronie ;)

Odpowiadajcie na blogu - do przyszłego czwartku. Wtedy zagadka znajdzie swe rozwiązanie...

środa, 28 listopada 2007

Dziadek Stanisław

25 listopada, o 3 w nocy zmarł mój dziadek, nazywany zazwyczaj Dziadkiem Komisarkiem. Czuję się w wewnętrznym obowiązku napisania o nim. Chciałabym zebrać tu i zachować jego historię. Owszem, wielokrotnie słyszałam opowieści Dziadka, ale nie mają one w moich wspomnieniach ciągłości i, o hańbo!, brak w nich jakichkolwiek szczegółów. Często jest tak, że słuchamy nieuważnie, bo ważniejsze wydają się wiadomości, które lecą za plecami rozmówcy, albo nawet wolno przesuwająca się wskazówka zegarka.

Ostatni raz widziałam dziadka na naszym ślubie (29 września) a pojutrze (29 listopada) zobaczę go już w trumnie. Tańczyłam z nim, patrzyłam, jak się bawi - a bawił się chyba dobrze, do godziny drugiej! - i to przerwanie ciągłości jest tak uderzające.
Dziadek od pewnego czasu leżał w szpitalu, nieprzytomny, w stanie bardzo ciężkim, mimo tego wiadomość o śmierci nie stała się przez to bardziej spodziewana. Owszem, zewnętrze przygotowaliśmy się do najgorszego, Babcia z Ciocią kupiły czarny płaszcz (na wszelki wypadek). A wewnętrznie?

Dopiero teraz piszę o smutku, owszem jest mi smutno, ale może bardziej z powodu smutku Taty, Cioci, czy Babci. Nigdy nie byłam związana szczególnie mocno z Dziadkiem. Owszem, stanowił nieodłączną część rodzinnych świąt i imprez, ale nie będę kłamać, zawsze oddychałam z ulgą, kiedy wracał do domu. Znaczy się, Dziadek był człowiekiem "ciężkim" - gadatliwym i apodyktycznym. Jako dziecko nie przepadałam za nim. Od tego czasu i mój charakter, i jego złagodniały. Nauczyłam się także kiwać głową i nie mówić szczerze tego co sądzę o rządach PiSu. Dzięki temu i wilk był syty, i owca cała.
Jak by nie patrzeć Dziadek był częścią mojego życia. Nie mam potrzeby rozliczania się z nim, ale raczej chciałam napisać jego historię, taką, jaką uda mi się odtworzyć. Jakby nie patrzeć moje geny to także część jego genów, a mój charakter to częściowo dziedzictwo po nim.

A oto początek.
Stanisław Komisarek urodził się 30 marca 1926 roku w Kociugach. Pierwsze 80 lat swojego życia przeżył w prawie idealnym zdrowiu, nie biorąc nigdy leków, nie wiedząc nawet czym jest ból głowy (przynajmniej tak mówi Babcia).

Krótko? Niedługo dodam więcej, kiedy porozmawiam z Adrianem, moim bratem, prawdziwą skarbnicą rodzinnej wiedzy.

Sklepy Elektronowe - zgubne skutki satelity

Przychodzi do mnie stały klient, starszawy pan mocno po 60-tce; zazwyczaj pogadać, ale czasem jak coś kupi, to tak solidnie, za kilka stówek. Był u mnie zeszłym razem we wrześniu, więc pytam się co słychać, bo trochę czasu się nie widzieliśmy.
- Ach, jakoś leci - odpowiada lekko roztargnionym tonem, czujnie lustrują nowe tunery.
- Jak tam instalacja satelitarna, udała się? - pytam, bo wiem, że gość ma hopla na tym punkcie; zamontował już sobie trzy tunery, i ciągle dokłada coś nowego.
- Panie, aż za dobrze!
- Jak to za dobrze? Całe osiedle ma teraz satelitę czy jak?
- Ech, zamontowałem wszystko pięknie. Stara wyjechała do rodziny na wieś, to miałem trzy dni wolnego, mogłem się naoglądać. Poszedłem do sklepu, a jak, kilka piw kupiłem, co by sobie poużywać, no nie? Siadłem wieczorem i włączyłem te jak im tam, te dziewuszki, co to się rozbierają. I panie, ze trzydzieści kanałów samej golizny złapałem, że nie wiadomo na którym zostać. No... i się cholera skończyło...
- Co, zakodowali?
- A gdzie tam, na drugi dzień tak mi ciśnienie walnęło, że dwa tygodnie w szpitalu leżałem!

Jak bym wiedział, że dziadek sercowiec to bym mu tuner z pełną kontrolą rodzicielską sprzedał ;)

niedziela, 25 listopada 2007

Sklepy Elektronowe - słowotwórstwo

Jedną z największych przyjemności z pracy w Sklepie Elektronowym* jest zbieranie oryginalnych określeń stosowanych przez klientów. Uprawiamy tę rozrywkę z ojcem pasjami.

Osprzęt elektroniczny obfituje w różne neologizmy, które padają ofiarą wyobraźni ludności. Prym zaś w tych wyścigach zdecydowane wiedzie pleć piękna. Do historii przeszły już takie "milowe" określenia jak "dwa metry kabla koncentratu proszę" (zamiast kabla koncentrycznego) na co ojciec rezolutnie zapytał "a może cztery przecieru?" Innym razem pytanie "czy są diskficze?" pozbawiło mnie na chwilę oddechu; zoologiczny jest obok, może kobiecie chodzi o jakieś chomiki czy inne terraria? Okazało się, że nie, trafiła dobrze i szuka diseqa (czyt. dajseka) aby połączyć kilka urządzeń przy antenie.

Ostatnio również przybywa klientka:
- Chłopak mnie wysłał, ja tam się na tym nie znam; kazał mi kupić jakiś kabel do wieży.
- Mhm, a jakie mają tam być końcówki?
- No z jedne strony dżek a z drugiej te czin-cziny...
Tytaniczny wysiłek zachowania kamiennej twarzy.


*poza czytaniem książek, sącząc leniwie herbatę, w ciemny, deszczowy dzień gdzie żaden zabłąkany klient nie przeszkadza

piątek, 23 listopada 2007

Sklepy Elektronowe - wstęp

Kto by się spodziewał, że może być coś ciekawego w sklepie z elektroniką. Nie jest to branża, do której zaglądają ponętne modelki, topowi specjaliści, kulturalni wyjadacze czy inni członkowie śmietanki towarzyskiej naszego miasta. Zrzesza raczej podejżane indywidua, o których nie zawsze można nawet tak publicznie, na blogu... Są natomiast wypadki, wymagające uwiecznienia. Nasz sklepik ma swoją atmosferę, określoną klientelę i własne historyjki. Niech tym samym znajdą one ujście w tym miejscu - Sklepach Elektronowych. A że ludzi przewija się przez sklep sporo (żeby choć połowa coś kupowała, ech...) materiału mi nie zabraknie.

Tyle tytułem wstępu. Wszyscy uprzedzeni, czas zapinać pasy.

Carte blanche?

Zaczynamy nowy blog. Zastanawiam się, czym to wyjaśnić, i po czterokrotnym skasowaniu pisanego wyjaśnienia przyznam się szczerze: nie wiem. To znaczy - mogę podać wiele powodów, że znajomi z daleka, co to nie możemy pogadać, a jakoś tak fajniej popisać; że chce się człowiek odrobinę upublicznić, pokazać, jakie to ma czasem dobre zdjęcie, albo pochwalić nowymi gadżetami; zobaczyć, że ktoś stronę odwiedza - znaczy że myśli o nas i pamięta.

Cały nowy, już małżeński, gotowy do zapisania Opowieściami z Gór Zielonych. Oby nam i Wam dobrze służył ;)