czwartek, 29 maja 2008

Ile razy dasz się zabić?

Znajdując rozrywkę w chwilach wolnych od obsługi klientów, natknąłem się na taką oto platformówkę. Niby nic, z pozoru wygląda standardowo, jednak ciekawostki zaczynają się już za pierwszym skokiem. Twórcy zadbali o to, aby ilość pułapek czyhających na gracza przekroczyła normę trzykrotnie, a ich położenie jest tak niespodziewane, że aż śmieszne. Okrasili to sporą dawką dowcipów, a wymagają jednego - niezmierzonych pokładów, wręcz sztolni cierpliwości.

Nigdy nie byłem mistrzem platformówek. Cierpliwość do nich też nie jest moją mocną stroną. Dałem się rozszarpać, zmiażdżyć czy po prostu wpadłem w przepaść - dwadzieścia razy. Słabo? Sami spróbujcie.

środa, 28 maja 2008

Serwis allegro wita o poranku

Serwis Allegro.pl jest przebogatym poligonem dla ludzkiej wesołej twórczości. Prawie nieograniczona swoboda wypowiedzi, ogromne audytorium, względna anonimowość i dominująca idea zysku nakręcają ludzi do czynów nigdzie indziej nie spotykanych.

Na przykład dzisiaj - przychodzę do pracy w humorze raczej przeciętnym, a tu czekają dwa jakże urocze komentarze otrzymane od kontrahentów:

Multi_kom (67345)
Pozytywny
305749784
Pierwszorzedny profesjonalista,czlek najwyzszych wartosci. Spotkanie z nim na drodze biznesu to nie tylko brak obaw o ewentualne rozczarowanie, ale rowniez przede wszystkim usmiech nadziei , ze w tym narodzie duch prawosci nie zaginal

FlashPolska (17382)
Pozytywny
305175133
Kiedyś, gdy będę już za stary by handlować na Allegro , zasiądę przy kominku , zapalę fajkę i opowiem wnukom o aukcji z Tym Człowiekiem ! To Lśniący Diament wśród Allegrowiczów. Dziękuję i pozdrawiam - FlashPolska

Nic dodać, nic ująć...

Było sobie party...

Seria zdjęć upamiętniających przepoczwarzenie się Havoca. Niektórzy złośliwcy utrzymują co prawda, że to tylko ruski śpiwór o wyjątkowo kosmicznej konstrukcji, nie jest to jednak prawdą. Żaden śpiwór nie może być aż tak absurdalny.








wtorek, 27 maja 2008

Boże Ciało na 14 kończyn albo notatki gądkowskie

Leżę i rozmyślam. Rozmyślam i patrzę, Patrzę, leżę i słucham. Na pomoście - jak na wyspie, ja Staszek i Kulak oraz nasi dzielni czworonożni towarzysze - Bombox i Gandali. Pomost zbudował miniony ustrój, a zniszczył obecny. Wytrzymałby co prawda dziesięciolecia, ale nie samowolę okolicznej ludności. Teraz trwa kulawy, odcięty od lądu i tylko łodzią można dokonać nań abordażu.

Bomba co chwilę wsadza mi ryj w kartkę. Być może bada atrament albo sprawdza, czy nie piszę paszkwili na jej temat. Poza tym leniwie obserwuje Gandalego, obnoszącego się dumnie ze złowioną rybą.

Jest nas w sumie trzy pary nóg i osiem łap. Połączenie zabójcze dla samego siebie. Często jedna para nóg chce iść absolutnie gdzie indziej niż druga, a trzecia im obu urąga w sposób wysoce niechrześcijański. Zestaw czterech łap kradnie rybę drugiemu zestawowi, po czym połyka ją ze smakiem, wydając jednocześnie gulgot, który przy pustym pysku można by wziąć za warczenie.

Pomost to kompromis, wybieg dyplomatyczny pozwalający zamknąć na ograniczonym obszarze wszystkie kończyny. Na wolności rozłażą się momentalnie we wszystkich kierunkach, mając za nic takie pojęcia jak "wspólny wyjazd", "razem" czy "podaj piwo, napijmy się!". Tutaj nie ma ucieczki, trzeba wymieniać uwagi o rozmiarze łowionych uklejek, ratować tonące czworonogi, współpraca bracie i tyle.

Kartka, na której piszę, została gustownie poświęcona fontannami wody tryskającymi z uratowanego Gandalego. Leży teraz, taka blada i pomarszczona, odbijając niebo, plamy rozmytego atramentu jak przestrzeń, białe prześwity jak kłęby chmur. Papier odbija świat, albo świat jest odbiciem słów, czasem trudno odgadnąć.

Łapy schną, nogi wylegują się na wypolerowanych tysiącem kroków deskach, ręce pracowicie mordują zdziwione ryby. Czas nas opływa, pozostają tylko wielkie kręgi na wodzie i powidok dziennej wędrówki słońca pod powiekami.



A oto Gandali z profilu:



piątek, 23 maja 2008

Mój mały, wielki krok

Według ajurwedy przyczyna każdej naszej choroby tkwi w nas samych. Z tego wynika, że proces zdrowienia musi rozpocząć się od naszego wnętrza. Kiedy zaczynamy się źle czuć, mamy zatem wybór. Możemy zaakceptować ten stan, to że będzie gorzej, weźmiemy stosik tabletek, a potem się polepszy, bo tak się dzieje zawsze, albo nie. Możemy zapytać sami siebie, czy na pewno chcemy chorować. Po co nam ta choroba. Któremu z naszych wewnętrznych problemów służy. Możemy wstać raźniej z łóżka i ze zdziwieniem stwierdzić, że w zasadzie, to jedynie drobny ból gardła, generalnie czujemy się dobrze. Wystarczy zaparzyć trochę ziół, przepłukać, ponacierać i zrobić rachunek sumienia.

Uśmiechamy się wtedy do siebie, na przekór zakładamy te ładniejsze rzeczy i organizujemy przestrzeń wokół siebie (choroba tworzy nieporządek, a ten chorobę).

Nagle okazuje się, że potrzebujemy tylko wolnego wieczoru, chwili spokoju, a reszta jest tylko wymówką. Rzeczywistość przestaje być obca, kiedy rozumiemy siebie. A wtedy można jechać nad jezioro i grać w 7th Sea z Marysią.

To oczywiście nie jest aż tak proste. Zdrowienie jest wysiłkiem - aktem woli. Przebiega wbrew emocjom i powierzchownym pragnieniom. A kiedy się już dokona pozostaje zdziwienie, że było to takie łatwe.

czwartek, 15 maja 2008

Gliniane koncepcje w wolnych chwilach

Jakiś czas temu zacząłem w wolnych chwilach lepić z gliny. Początki technologii były dość dramatyczne, wiele ubrań poległo, a rozbryzgowa technika imitująca koło garncarskie przyniosła zagładę podłodze i ścianom. To już jednak przeszłość, doświadczenie każe bawić się w takie rzeczy na wolnym powietrzu, a nie w małym garażu z bielonymi ścianami.

Przyznaję, uległem formie i treści. Szaleńcza łatwość stworzenia głowy ośmiornicy, wałeczkowate macki tak delikatne, że kruszące się przy niewprawnym dotyku, wreszcie - idea - przecie to sam Wielki Przedwieczny Cthulhu. Bluźniercze kulty, tajemne moce...

Nawiązując zaś do macek - powiem z pewnym znawstwem tematu: jeśli kiedykolwiek, na targu egipskim, w zakątku biblioteki czy w mrocznej uliczce Nowego Jorku, ktoś będzie Wam oferował figurkę Przedwiecznego Cthulhu - bądźcie czujni i sprawdzajcie macki! Już podczas lepienia wiele z nich ulega uszkodzeniu, potem w czasie schnięcia padną ze dwie albo trzy, co czyni figurkę nieprzydatną do jakichkolwiek obrzędów. Powiem więcej - współkultyści mogą się nieźle ubawić, widząc takiego kulawego bożka, a wtedy nici z klimatu i wszystkie krwawe ofiary się zmarnują.

Konkurs literacki - podziemny

Pod ziemię poszedł - powiedziała - głęboko pod ziemię - otworzyła oczy i spojrzała na przerażonego Gila - nie bój się, żyje. Jak długo, tego już nie widzę. Zabrali go. Nie wyszedł ze szpitala. Tyle jeszcze zobaczę - cofnęła się z miną nastolatki, która właśnie pokazuje zaskoczonemu chłopakowi, jakie to wspaniałości ma między nogami.

Kto zgadnie, kto zgadnie? Komu filiżanka znakomitej banshy przypadnie?

sobota, 10 maja 2008

Sklepy Elektronowe - Pełen kontakt z bazą

Z cyklu miałem dziś klienta...

Wpada facet z wielką, wypchaną torbą z Biedronki. Rozchełstana koszula polo w marynarskie paski nie daje sobie rady z gąszczem włosów na klacie, uwalniając ich moc w rozciągniętym dekolcie. Spod krzaczastych brwi spoglądają rozmyte grubymi okularami oczy czujnego kreta. Pożółkły od nikotyny wąs stroszy się wojowniczo. Na lewym biodrze, przyczepiona solidnie, trzeszczy krótkofalówka. Zaraz po wejściu do sklepu gość wyszarpuje ją i nadaje: Tak, właśnie wszedłem. Odbiór. - Słyszę głośno i wyraźnie. Czekam na górze. Bez odbioru - pada w odpowiedzi. Z umiarkowanym zdziwieniem konesera sprzedaję wtyczkę do telewizora sztuk raz, jeden złoty proszę, i czekam na ciąg dalszy. Kupiłem i wychodzę. Odbiór. - nadał Kret z Wąsem. Niestety, powiedział to chyba zbyt głośno, bo jego stojący na schodach pod sklepem partner odpowiedział już bez użycia krótkofalówki.

Widziałem ich potem na deptaku. Szli po przeciwnych stronach ulicy, będąc jednak w ciągłym kontakcie. Takich to nawet wojna nuklearna nie zaskoczy...

czwartek, 8 maja 2008

Krótka opowieść o weekendzie majowym


Kiedy wybierzemy już szkło



i nadamy mu właściwy kształt,


wtedy zaczyna się alchemiczny proces,



którego efektem jest przedmiot stworzony własnymi rękami,


jest cud - piękno stworzone własnymi rękami.

środa, 7 maja 2008

Wieczór w Górach Zielonych

Wreszcie się udało. Siedzę pomiędzy kwitnącą jabłonią a kaliną, szykującą się by pójść w ślady swej jadalnej sąsiadki. Znalazłem kąt ogrodu, ze ścianami pokrytymi bluszczem i trawą pełną przekwitłych, chyba dziś w południe, mleczy. Kto by się spodziewał, że taki skrawek zieleni znajduje się we własnym ogrodzie. Sielankę rozprasza sąsiadka, podlewająca grządki i rzucająca baczne spojrzenie na laptopa, w którym to wzroku jest tyleż niechęci co ciekawości. Bardziej od niej naprzykrza się jakiś biedny idiota, piłujący drewno nieopodal pilarką spalinową. Pewnie potrzebuje go natychmiast, już, a słodki majowy zmierzch obchodzi go raczej średnio w dolnych granicach.

Kursy ukończone, wieczory uwolnione. Doceniłem powroty do domu po 18. Wystarcza czasu na zjedzenie późnego obiadu i coś jeszcze - partyjkę władcy, może książkę albo bloga.
Nadal koczujemy na Czyżykowej, i nic nie zapowiada zmiany. Powoli, osmotyczne, nasza garderoba tudzież inne, niezbędne utensylia wędrują z Jaskółczej do nowego lokum. Zaczynamy odczuwać nieznośny brak szaf, gdzie by to wszystko poupychać.

Rodzice pojawili się na weekend. Od mamy dostaliśmy furę żarcia na tydzień, od ojca nowy telewizor. Jak to u nas bywa, telewizor jest boski, nie piszczy i ma wszelkie potrzebne wyjścia. Niestety, nie mamy pojęcia jak zaprogramować kanały, więc jedziemy na Polsacie i TVP1, ale za to w idealnej jakości! Tym razem jedzenie wyprzedziło technikę - do niego nie mamy żadnych zastrzeżeń.

Z majowej Metallici niewiele wyjdzie. Dziękujemy ciepłymi uśmiechami za dobre chęci (to szczególnie do Ciebie, Bhaat Saab) ale brak nam wkładu własnego, aby pojechać na tą imprezę. Jakoś maj nam nie sprzyja - najpierw padł pomysł Rumunii, teraz koncert.

Spostrzeżenie przyrodnicze: trzmiele zapylają jabłonkę! Są tak wielkie, że pakując się w kielich kwiatu obsypują połowę płatków. Śmieszne, nieporadne stworzenia, a do tego głośno buczą.