czwartek, 30 kwietnia 2009

Konkurs literacki - militarno-sąsiedzki (szewska, działaj!)

Utarło się, że na konkurs literacki zasługują tylko dobre, jeśli nie znakomite utwory. Trzymam się więc tradycji, wrzucając fragment powieści, która plasuje się na drugim miejscu w dziale moja ulubiona fantastyka krajowa.

Dla zwycięzcy, czyli osoby, która pierwsza krzyknie ja wiem!, po czym to udowodni, nie zdradzając przy tym tytułu konkurencji - kompania braci noteckich w doborowym towarzystwie.

W opinii policjantów Toy była pierwszą ofiarą strzału w głowę, która dokładnie tłumaczyła, co jej zrobiono, pokazując rany palcem.


Książkę, również tradycyjnie, polecam.

Pierwsze foty za płoty



Dojrzewanie trwało tygodnie, może nawet miesiące. Kuwety wyczyszczone, powiększalnik gotowy, chemia rozrobiona - brakowało jedynie materiału. Najgorzej zrobić ten pierwszy krok, pchnąć machinę, wyrwać się ze stanu sytej równowagi, potem już jakoś idzie. Więc pchnąłem, a film leżał ponad rok, szczelnie zapakowany, dzięki czemu mamy widoki zimy w środku wiosny. W dodatku zimy 2008. Jakoś się jednak udało, i gdy drugi film naświetlił ostatnią klatkę, nastało teraz i pierwszy wywoływacz został wlany do koreksu...



... i jak się okazało ostatni. Z wdziękiem wlałem, omyłkowo, przerywacz do butelki wywoływacza, dzięki czemu uzyskałem roztwór o niezwykłej barwie denaturatu. Wywoływacz jest zasadowy, przerywacz kwaśny, reakcja nieodwracalna a kierunek jeden - toaleta. Całe szczęście, że film już moczył się w utrwalaczu, choć z ambitnych planów pozostało tylko 36 klatek. I nadzieja na więcej.


poniedziałek, 27 kwietnia 2009

Bloghunt - kopalnia talentów

Otworzyłem Sklepy Elektronowe jak co dnia, ot, trochę bardziej leniwie, bo po weekendzie. Zawiesiłem reklamy, pozamiatałem podłogę, włączyłem outlooka, herbata w tym czasie się parzy. Siadłem w fotelu prezesa przejrzeć korespondencję - mail z forum lokalnego fandomu. Odpisałem, przeglądam forum trochę od niechcenia, popijając zieloną z pigwą, a tu widzę podpis jednego z uczestników forum, prowadzący do jego bloga. Którzy by się spodziewał, że to kliknięcie będzie początkiem wielkiej przygody.

W zasadzie, poza blogiem szewskiej, niewiele z tego gatunku czytuję. Jest w tym wrodzona przewrotność, jak się okazało - samozachowawcza, pozwalająca koncentrować siły i, jak powtarzał wykładowca z numizmatyki - nie rozmieniać się na drobne. Ciekawość jednak czasem zwycięża.

Po przeczytaniu pierwszego dziennika nastoletniego poety, poszły następne, i następne, i musiałem się siłą zeskrobywać z podłogi, aby obsłużyć klienta. Chwilami robiło się groźnie, jak na blogu kobiety dręczonej przez męża-tyrana, chwilami nie wiedziałem co kliknąć i w którym kierunku się czyta, zazwyczaj ryczałem ze śmiechu i zdziwienia, jak bogata jest wesoła twórczość nieskrępowanego (teoretycznie) społeczeństwa.

Przebiłem się przez ponad 30 blogów, tak w zasadzie dla smaku, wziąwszy pod uwagę że są ich miliony. Spośród nich jeden nadawał się do czytania, zarówno pod względem formy wizualnej, języka jak i treści. Nad resztą się będę pastwił.

Uroczy blog nastolatki. Dziewczyna tak siebie przedstawia:

Wśród przyjaciół jestem wesołą, pewną siebie nastolatką.
Jednak gdy jestem sama, budzą się we mnie jakieś mroczne instynkty.
Jak to dziwnie brzmi;P

Z cieszącej się życiem dziewczyny zmieniam się w jakieś ponure, dziwne stworzenie.
Nie chodzi o to, że nie lubię samotności.
Lubię, czasami nawet bardzo, ale wtedy naprawdę dzieje się ze mną coś dziwnego.
Rówieśnicy nie znają mnie z tej strony.
Poznali Oni jak dotąd tylko 50% mojej duszy.

Myślę, że drugiej połowy nie poznają.
Nie chciałabym tego.
Niektóre rzeczy mogłby ich wręcz przerazić;]
Czy jestem nawiedzona?
Chyba nie.

Wierzę w Boga... a przynajmniej tak mi się wydaje.
Nie wierzę jednak w Księdza.
Dlatego ostatni raz w kościele byłam na Boże Narodzenie.


Klasyk, nie ma o czym mówić. Urzeka mnie pomiar duszy w procentach. Dobrze, że nie w promilach.

Tu dla odmiany młody człowiek z rozdwojeniem jaźni. Jego mroczne alter ego tłamsi subtelną delikatność, wręcz mnisią skromność. Porządna, męska dyskusja o męskich sprawach:

Ja: Chciałbym was spytać, jak myślicie, jak powinno oceniać się kobiety? Czy chodzi tylko o wygląd, czy wygląd nie ma znaczenia?
On: Ja mogę ci na to odpowiedzieć, bo to nie jest trudne pytanie.
Ja: No dawaj, choć w sumie i tak wiadomo czego można się po tobie spodziewać...
On: Więc tak... uważam, że wygląd nie jest zbyt ważny. Bo jeśli chcesz mieć dziewczynę, taką na całą życie to chyba najważniejsze jest zrozumienie i zaufanie. Bo zakochujesz się we wnętrzu, w poczuciu humoru, inteligencji i wrażliwości. Więc wygląd może być tylko dodatkiem.
Ja: Zdziwiłeś mnie.. to jest bardzo dorosłe podejście.
On: Ty kretynie... to jest twoje głupie podejście, chcesz znać moje?
Ja: I się zaczyna...
On: Każdy normalny chłopak wie, że u dziewczyny są ważne 3 rzeczy! Po pierwsze: twarz, po drugie: cycki, po trzecie: tyłek. No i jeszcze nogi i wiadomo ogólnie ładne i seksowne ciało. Nic innego nie ma znaczenia...
Ja: To według ciebie jestem nienormalny?
On: Tak... dokładnie tak myślę.... ciężko kapujesz jak na swój wiek kretynie...
Ja: Zostawię to bez komentarza...
... i ja też.

Wisienką na torcie jest blog patologicznej anorektyczki. Jej hasłem jest: co mnie tuczy, zabija mnie. Dziewczyna jest pochłonięta myślą o chudnięciu, nie ważne jakim kosztem, nie ważne też po co. Stworzone przez nią przykazania odchudzania powalają:

1. Jeśli nie jesteś chuda, oznacza to, iż nie jesteś atrakcyjna.
2. Bycie chudą jest ważniejsze od bycia zdrową.
3. Będziesz się głodziła i robiła wszystko co w Twojej mocy, aby wyglądać coraz szczuplej.
4. Nie będziesz jadła bez poczucia winy.
5. Nie będziesz jadła niczego bez ukarania siebie za to.
6. Będziesz liczyła każdą kalorię i ograniczała ich ilość.
7. Najważniejsze jest to, co mówi waga.
8. Bycie chudą i niejedzenie są dowodami prawdziwej siły woli.
9. Waga jest wskaźnikiem moich codziennych sukcesów i porażek.
10. Wierzę w perfekcję i chcę ją osiągnąć.
11. Droga do perfekcji jest stawaniem się kimś lepszym niż wczoraj.
12. Najważniejsze jest to, co mówi waga.
13. To proste: chudnięcie jest dobre, a przybieranie na wadze - złe.
15. Nigdy nie jesteś „zbyt” chuda.
16. Bycie chudą i niejedzenie są dowodami prawdziwej siły woli.
Ech...

Każdy blog trąci jakąś fiksacją. Czy jest to polityka, kalorie czy przygody w Sklepach Elektronowych. Taka strefa buforowa przed życiem. Względnie intymna i tak samo publiczna. Cios zadają Google Analytics, ale nie wszyscy blogerzy są tacy podli (lub cwani).

Polowanie na blogi otwarte.

niedziela, 26 kwietnia 2009

A czy Ty już potrafisz grać Hey Joe?!

Thanks Jimi Festival i Gitarowy Rekord Świata

1 maja na rynku wrocławskim ok godziny 12 zacznie się bicie rekordu.
W zeszłym roku Hey Joe (J.H.) zagrało 1951 gitarzystów. Tym razem dzięki mojemu, i nie tylko!, wsparciu spokojnie dobijemy do 2000.



Niestety rekordu nie zagram na swojej gitarze, bo wymaga ona pewnej kosztownej operacji (na otwartym gryfie). Skorzystam jednak ze sprzętu brata F., który jeszcze nie wie, jak wielki zaszczyt spotka jego klasyka.

Odkurzcie gitary, nastrójcie struny i widzimy się na rynku :)

Jak pozbyć się psa w weekend...

... czyli wycieczka rowerowa po borach i lasach.

Najpierw był nerwowy czas burzy i naporu, kiedy się wyjeżdża i wszystko jest nie po kolei, nie po drodze i zdecydowanie nie po myśli przewodniej. Potem drobne przewroty, kiedy piasek okazywał się bardziej grząski niż wskazywała na to spostrzegawczość. I wreszcie - dotarliśmy do wycieczki właściwej, przekroczyliśmy bramy lasu i każde zgubienie się było przygodą a nie wredną pomyłką.

Plan był taki, że jedziemy pohulać latawcem. Mój nowy nabytek, 2,20 m jak rozłoży skrzydła, okazał się jednak zbyt nieporęczny jak na warunki aerodynamiczne roweru. Nijak nie dało się przypiąć pęku linek, nylonu i kijków z włókna szklanego do ramy, co najwyżej zarzucić na plecy, z wyglądu upodabniając się do wędkarza z narzędziami zbrodni na plecach (którego to tematu już nie rozwinę bo!). Konformizm wziął górę, ruszyliśmy na poszukiwanie przygód w kierunku zgoła nieokreślonym, ale dobrze by było gdzieś dotrzeć.

Pokonaliśmy potworny dystans przekraczający 15 km! Osiągnęliśmy prędkości sięgające w porywach 40 km/h. A co najważniejsze - pozbyliśmy się psa na najbliższe kilka dni. Nie dosłownie, bo Bomba dowlokła się z nami do domu, choć ostatni odcinek pokonała autobusem. Leży jednak teraz w swym korytku i jest nie do ruszenia. Sapie jedynie ciężko od czasu do czasu, próbując wywołać w nas wyrzuty sumienia, a może z radości?


La Bomba ma zdarte poduszki łap. Szła z autobusu, do którego litościwie wzięła ją Ula, żeby nie musiała z Czyżyka biec przy rowerze, jak smętny cielak na rzeź. Uszy zwieszone, kuśtykając, można by powiedzieć - pies weteran wraca z wojny w Iraku. Ledwo wdrapała się po schodach, padła na posłanie i tylko wysiłkiem woli, po pewnym czasie, dotarła do własnej miski.

Na nas czekała tymczasem kompania braci noteckich, ciemnych i naturalnych, z którymi sam, racji stanu żony, muszę się pojedynkować do wieczora.

wtorek, 14 kwietnia 2009

Fragmenty rekolekcji gądkowskich cz. I

... siedzę na ławce i obserwuję nadchodzący zachód słońca. Jezioro spokojne, szumi lekko wiatr w koronach drzew. Niedaleko jakieś buraki pokrzykują przy ognisku, wieś tańczy wieś śpiewa, wieś przyjeżdża Audicami i BMkami nad wodę. A obok wiadro martwych ryb.

Początkowa planowałem napisać wesołą refleksję, o wędkarzach, rybach i własnej rodzinie. Usiadłem jednak na chwilę przy łowiącym bracie i tak mi obrzydł ten cały "sport", że już nic, tylko paszkwila a przynajmniej dramat. Nie ma to, jak zarazić umiejętnie rodzinę pasją.

Wędkarstwo - idea
Łowienie ryb w gruncie rzeczy nie ma dla mnie sensu. Ani to potrzebne do przeżycia, ani kontakt z przyrodą, ani sport wesoły i drużynowy. Ryby z dużą łatwością możemy kupić gdzie bądź, ot, w lokalnym Sumie, i niekoniecznie muszą pochodzić z delty Mekongu. Jak ktoś się uprze, to nawet na Allegro widziałem, więc przykro mi, ale ten argument odpada.
Kontakt z przyrodą można mieć i bez kija z kawałkiem sznura. Szczególnie, że znaczna ilość wędkarzy dokonuje sabotażu ekologicznego, wybierając coś z szerokiego wachlarza dodatków począwszy od papierosów, a na przenośnym radiu skończywszy. Rozumiem jednak, że siedzieć na łódce i kontemplować przyrodę to nuda, dlatego ludzkość wymyśliła takie dobrodziejstwa jak książki, aparaty fotograficzne i towarzystwo bliźnich. Jeżeli to nie wystarcza, czas zastanowić się nad wybraniem nazwy dla swojej nerwicy.
O wędkowaniu dla sportu nawet nie wspomnę. Widok kilkudziesięciu facetów, opatulonych w kurtki, rękawice i szaliki, ślęczących nad dziurą wyrąbaną w lodzie aby dorwać jakieś bydle o wadze poniżej kilograma, jest dla mnie sportem dość miernym.

Wychylam się znad ekranu laptopa, a ojciec, całkiem nieświadom dramatycznego tematu, z jakim się mierzę, pyta niewinnie: Ładna, co? - po czym wyjmuje śniętą płoć z wiadra.

Wędkarstwo - to się leczy
Łowiących ryby można podzielić na dwie podstawowe grupy: nieszkodliwych amatorów i niebezpiecznych maniaków. Do amatorów nic nie mam, a wręcz ich popieram. Trzeba mieć przecież jakieś małe pasje i dziwactwa. Maniaków jednak wolę unikać, bo albo oni mają mnie za skończonego durnia, albo ja na nich patrzę jak na dewiantów. Wydaje mi się dziwne zrywanie przed świtem po to, aby przynieść półtora kilo ryb, trzy czwarte ledwo klasyfikuje się do brania a ile frajdy ze skrobaniem. Dziwne wydawanie kopy pieniędzy na silikonowe gluty, mające jakoby zapewnić gigantyczne brania, zanęty idące kilogramami do jeziora, haczyki, spławiki i żyłki regularnie zrywane w okolicznych szuwarach. A to wszystko dla jakiejś chorej idei, ambicji lub nienasycenia...

piątek, 10 kwietnia 2009

Wesołych Świąt

Wesołą relację zamieścimy po świętach. Teraz pakujemy manatki i jedziemy na łono natury. Żadnej telewizji, internetu. Tylko nagi laptop na pomoście.

Wszystkiego dobrego :)

czwartek, 9 kwietnia 2009

Wiosenne kszanienie

Żona moja, dbając o rodową tradycję, postanowiła zrobić chrzan. Wrzuciliśmy program drugi polskiego radia, w sam raz do tej czynności, w sumie my i oni robimy to samo. Ostrugałem buraczki, dzięki czemu moje dłonie nabrały wyglądu rąk seryjnego mordercy. I przyszła pora na gwóźdź programu.

Kuchnię mamy zcybernetyzowaną w stopniu podstawowym. Czyli mamy robota. Robot ma już na swoim koncie wiele spektakularnych zwycięstw kulinarnych i jego pozycja Głównego Tracza jest ugruntowana. Poza tym właścicielka darzy go znacznym afektem, co prowadzi do wielu eksperymentów z cyklu "ciekawe, czy z tym też sobie poradzi?" Tym razem padło na chrzan, ku mojemu niekłamanemu zadowoleniu.

Pierwsze wyniki były w najwyższym stopniu zadowalające - korzeń został zmielony w czasie szybszym niż trwa sygnał programu drugiego PR. Gdy jednak doszło do oceny wyników, jakość dosłownie powaliła nas z nóg. Wszelkie wątpliwości, czy chrzan aby nie za słaby, stopniały jak śnieg w słońcu. Kuchnia wypełniła się aromatem o kalibrze broni biologicznej, i nawet maska gazowa trzymana na takie okazje okazała się bezużyteczna.

Pozostał niepokojący problem do rozwiązania - co dalej. Każde zbliżenie się do pojemnika z tą morderczą substancją doprowadzało do płaczu i okrzyków, często niecenzuralnych, biedna dziecina musiała w łonie matki tyle się nasłuchać okropności. Bez maski było ciężko, w masce jeszcze gorzej, gdy oczy zachodziły łzami a powierzchnia szkieł momentalnie parowała. W końcu, po kilku, prawie samobójczych, próbach udało się zamknąć dżina do pudełka.

Niespodzianka czeka na stół wielkanocny. Szczęśliwy Aladyn uwolni demona. Nie ma co mówić, stworzyliśmy potwora, którego nawet nasi dziadowie by się nie powstydzili!

Nie mam

Nie mam jeszcze łóżeczka
Nie mam słodkich dziecięcych śpioszków
Ani nawet skarpetek
Nie mam maskotek (dla dzieci >0 lat), specjalnych antyalergicznych

Nie wybraliśmy imienia
Nie wybraliśmy szpitala
Nie wybraliśmy żłobka
Ani przyszłego kierunku studiów (nowocześni rodzice myślą przyszłościowo)

Nie mamy strachu, ani tremy
Nie mamy książek o idealnym wychowaniu
Nie mamy ani wprawy, ani wyprawki

Mam tylko przeczucie, że to będzie wielka przygoda

piątek, 3 kwietnia 2009

Wielka ucieczka

Nie wiem, jak Wam, ale mi zdarzają się chwilę, kiedy mam ochotę wszystko zostawić/rzucić/ciepnąć/*** w cholerę (że się tak wyrażę). Mówię sobie, że jutro nie idę do pracy, wsiadam w pociąg i nie ma mnie.
Ha!
Właśnie tak zrobiłam. Wzięłam dwa dni wolnego i czwartkowym porannym pociągiem dotarłam do Wilka. A w Wilku wiadomo: zielona trawka, święty spokój, wsparcie rodziny, zaopatrzona lodówka, dwudaniowe obiadki, spacery z psami. Słowem raj na ziemi. Tato miał dziś imieniny, więc obiad był wyjątkowo pyszny, a po obiadku wskoczyłam na leżak powygrzewać się na słoneczku - tak było!
Dziś wieczorem przyjeżdża mężuś mój drogi (na forach kobiecych użyto by kryptonimu "M."), więc w nocy również będzie cieplutko. Wczoraj musiała grzać mnie Bomba...

Wszyscy są dla mnie mili ostatnio, nie miałam problemów, żeby wziąć sobie wolne. Nie wiem, może to dlatego, że jestem bardziej marudna i chcieli się mnie pozbyć. W każdym razie, wszystkim niezdecydowanym polecam połączenie: wiosna + rosnący brzuszek.

Prima www, a prilis na całym świecie

Urzekł mnie tegoroczny ton żartów w sieci. Wiadomo, że kryzys, wiadomo, że bieda i przestępczość, ziemia pędzi ku upadkowi na złamanie karku i możemy tylko biernie obserwować jej bezwładne staczanie się po równi pochyłej. Widać jednak, ze nie ma takiego czasu, z którego nie dałoby się wykrzesać odrobiny humoru na poprawę nastroju. Nawet taki monolit jak Microsoft zdobył się na odrobinę utrzymanego w dobrym tonie uśmiechu.

Poniżej najsmaczniejsze, moim zdaniem, rodzynki tegorocznego początku kwietnia. Osobiście uważam za najlepszy kawałek ten o piratach, i zazdroszczę, że to nie ja go wymyśliłem.

1. Windows Vista Crisis Edition



2. WWF ma się coraz gorzej



3. Rozrywki trzeciego świata

Somalijscy piraci urządzają festiwal piosenki żeglarskiej

Somalijscy piraci, którzy do tej pory porywali statki, przygotowują festiwal piosenki żeglarskiej w Mogadiszu. Rzecznik piratów rozesłał wiadomość tej treści do światowych mediów. Szanty zaśpiewają w stolicy Somalii zespoły z całego świata. Polskę reprezentować będą „Ryczące Sześćdziesiątki”. Udało nam się skontaktować z rzecznikiem piratów Abu Mumą Ibasimem. czytaj dalej na wp.pl

4. XBox dla weteranów

środa, 1 kwietnia 2009

Wii dla niego, wii dla niej...

Ten, kto choć raz grał na Wii ubawi się jak norka.

Dla tych, co nigdy nie grali bądź nie znają, wyjaśniam: Wii to konsola go gier, podłączana z reguły do telewizora, podobnie jak popularna PlayStation. Gra się bezprzewodowym padem (wiilotem), co jest podstawą zabawy i głównym wyznacznikiem odmienności Wii od konkurencji. Można z nim robić cuda - od machania mieczem, przez wędkowanie po boks. Jak się okazuje, kobieca wersja posiada kilka innych zalet... >link<