czwartek, 15 października 2009

Poporodowe depresso

Wcale nie jest najtrudniejsze wstawanie po nocy. Owszem, nie ma w tym nic przyjemnego, kiedy pod powiekami czuje się piasek i można obserwować przemijanie tej wstrętnej godziny przedświtu z dzieckiem na rękach.

Nie jest łatwe kąpanie, przewijanie i obchodzenie się z czymś, co nawet nie potrafi utrzymać ciężaru własnej głowy. Ciągłe poczucie kruchości, jakby w każdej chwili groziło stłuczenie, irytacja na samego siebie za niezrozumienie, dlaczego ten potwór tak krzyczy, przecież syty, wyspany i sucho ma w majtach, no litości dziecino.

Najciężej znaleźć w tym wszystkim siebie. Siebie na poziomie zadowolenia z bycia rodzicem, bez upartej tęsknoty za tym co zostaje z tyłu. Niektórzy rodzą się rodzicami. My się ewidentnie stajemy. Proces wymagający masy cierpliwości i nieodzownego czasu.

4 komentarze:

pocieszyciel z wilka pisze...

To tylko kwestia czasu.
Szybko minie.
Mi - już mija.

Ula pisze...

Mi ten proces przypomina raczej "szlifowanie". Słowo bardzo ładne, ale pomyślcie przez chwilę, jak się czuje szlifowany kamień...
A im twardszy tym trudniej.

Anonimowy pisze...

fajnie, i szacunek za to, ze piszecie o tym
wazne

dzieki!

pola pisze...

Diament też można oszlifować, brylanty tym bardziej. To wybierajcie...kim zostajecie. Bo perła jest zarezerwowana dla Basi :)