poniedziałek, 12 października 2009

I jej czarne stopy...

Kąpiel Basi nie jest skomplikowana, jeśli tylko opanuje się kilka następujących po sobie czynności. Najpierw woda - łokieć, czyli sprawdzamy temperaturę aby nie ugotować dziecka; w międzyczasie czyszczenie noska za pomocą pompy ssącej, gdzie siłą ssącą jestem ja sam. Potem suszenie już mocno wijącego się szkraba, smarowanie fioletem pępowiny i szybkie ubieranie na cztery ręce, czyli spróbuj wepchać jednocześnie wszystkie kończyny w odpowiednie miejsca, podczas gdy kończyny poruszają się po trajektoriach chaosu. Im szybciej chcemy sobie z tym poradzić, tym weselsze są efekty naszej pracy.

Dzisiaj finiszujemy, Baśka fika i krzyczy jak przystało na noworodka - żywczyka, patyczek do uszu gotowy aby nasączyć go fioletem, kiedy to dziadostwo w ogóle nie leci, cisnę fiolkę, cisnę i jak nie siknie, w ciągu kilku sekund świat robi się cały fioletowy, szczególnie stopy Basi, ręce Uli, która stara się opanować sytuację, umieramy ze śmiechu widząc pierwsze dziecko o skórze jak fiołek, prawdziwa szlachecka krew, nie ma co.

3 komentarze:

r.koemata pisze...

wreszcie trochę błękitu

pola pisze...

Zeszło ??? BOMBA :-))))

Anonimowy pisze...

Jak bym tam była......