Dziś rzecz o muzyce: Solar Fields, Farenheit Project, Lisa Gerrard & Klaus Schulze i last but not least Devendra Banhart.
Byliśmy niedawno, wraz z moim Świadkiem i jego lubą, nad jeziorem. Wieczorową porą, kiedy to grill już opustoszał a wino zaczęło działać, rozmowa zaczęła płynąć szerokim strumieniem. Gdy zeszła na tematy muzyczne, nieopatrznie rzuciłem, że ostatnio przypadła mi do gustu muzyka elektroniczna - na co zapadła pełna zdziwienia, ciężka cisza. Żona spojrzała na mnie z oburzeniem, jakbym opowiadał przy stole największe świństwa, Świadek ryknął śmiechem, stwierdzając, że on z techno to już dawno wyrósł. Mój umysł, rozgrzany czerwonym chilijskim El Sol, które degustowaliśmy rzetelnie od aperitifu, nie spostrzegł, że wszelkie tłumaczenia są jak grochem o ścianę, więc brnąłem dzielnie dalej, udowadniając, że istnieje jeszcze ląd nieodkryty pomiędzy Jean Michelle Jarrem a techno. Dopiero przy kolejnym oddechu, kiedy spoczęły już na mnie wyrozumiałe uśmiechy, jakimi karmi się artystów i psychicznie chorych, odpuściłem. Poległem z oszczepem ignorancji w brzuchu i cześć bracie, elektronika to w Sklepach Elektronowych, a nie tak publicznie, i to przy ludziach.
Nie ulega wątpliwości, że Jarre jest ikoną muzyki elektronicznej, prekursorem etc. O dziwo (dla wielu, dla baardzo wielu!) są jeszcze inni artyści, tworzący podobne kompozycje, i niekoniecznie prezentują je na zabawach z laserami i basem wypruwającym wnętrzności. Techno posługuje się elektronicznym brzemieniem, ale do samego gatunku ma się jak rock do jazzu. Muzyka elektroniczna, o której mówię, to przeciągłe, smętne kompozycje dźwięków i brzmień, bazujące raczej na atmosferze aniżeli porywającym rytmie. Wszystkich zniechęconych klepię przyjacielsko po ramieniu, co poradzę, może następnym razem się uda?
Solar Fields to jednoosobowy projekt szwedzkiego artysty Magnusa Birgerssona. Sam komponuje, ponoć gra na instrumentach jakich ludzkie oko nie widziało i korzysta z ultra nowoczesnego studia nagraniowego Jupiter. Wydał 5 albumów solowych i nie wzbrania się przed współpracą z innymi muzykami, których to collaborations ma na swoim koncie ponad 30. Wszystko to psu na budę, dopóki nie posłucha się Solar Fields samemu, a w mojej opinii brzmi co najmniej znakomicie. Ot i krótka, zaledwie pięciominutowa próbka.
Trudno powiedzieć, czy Lisa Gerrard & Klaus Schulze wprowadzają lżejszy klimat. Mój żonex uważa, że niekoniecznie, ale znosi to lżej, pewnie ze względu na pamięć Dead Can Dance.
Nowy album jest znakomity, eksperymentalny i tak bogaty, że można się nim zachwycać cały czas na nowo. Kto wie, może jak tak dale pójdzie zauroczy nas na tyle aby w listopadzie pojechać do Warszawy na ich jedyny koncert w Polsce? Prezentowana próbka wyłącznie muzyczna, bez teledysku, choć to YouTube.
I aby zakończyć z wykopem, a jednocześnie obudzić wszystkich przymulonych acz dzielnych czytelników (i słuchaczy), Devendra Banhart. Najpierw obejrzałem ten powalający teledysk, zostałem porwany formą (bo przecież nie treścią), Natalią Portman, nota bene dziewczyną artysty, a potem okazało się, że i pozostała część dorobku Devendry jest znakomita. Dla wszystkich fanów psychodelizujących grań rodem z lat 60-tych, niefrasobliwej awangardy i swobody wypowiedzi rodem z twórczości Frankia Zappy - polecam. Howgh!
1 komentarz:
Widzisz jak latwo ludzkość godzi się z brakiem... Znikniesz i świat niestety dalej się kreci, az strach !
Fajny post, gratuluję!
Prześlij komentarz