W postaci trylogii Władcy Pierścieni dostaliśmy superprodukcję, której nie pokona żaden nowy obraz. Może Jackson, nakręcając Hobbita, choć raczej wpisze się we własny kanon, niż urządzi nowe widowisko. Dlatego trzeba niemałej odwagi aby zmierzyć się z tematem Tolkiena, do tego publicznie i bez omijania trudności.
Znalazłem taką małą notatkę w czerwcowym numerze Nowej Fantastyki: "3 maja światową premierę miał 40-minutowy, w pełni niezależny fanfilm inspirowany prozą J.R.R. Tolkiena, zatytułowany The Hunt for Gollum". Filmy fanowskie raczej mnie nie przekonują, jednak rzuciłem okiem, i strona zachęciła do obejrzenia spotu. Potem było lepiej i gorzej jednocześnie.
Lepiej, bo film wyglądał zachęcająco; gorzej, bo prawie tydzień żona mnie zwodziła, tak tak, dziś wieczorem obejrzymy, po czym bezczelnie szła spać, i walcz tu człowieku z samym sobą. Obejrzeliśmy, gdy z palcem na spuście pauzy zagroziłem samowolką.
Nie jest to obrazek dla zboczeńców, którzy widzą w wersji Jacksona jedyną poprawną prawdę objawioną. W ogóle, porównywanie fanfilmu do produkcji o milionowym budżecie mija się z celem, jak porównywanie kapliczki Jezusa Bieszczadzkiego w Łopiance do Notre Dame. Uprzedzenia na bok, drodzy towarzysze, frajda że komuś się chciało, bez widoków na melony, masa świeżości i ta nieunikniona naturalność, kiedy wywija się półtorakiem to siła inercji działa nawet jak jesteś Aragornem.
Link right here
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz