poniedziałek, 14 lipca 2008

Poligon doświadczeń literackich

Wesoły choć głodny jak żbik wracam do domu, kolejna podróż Wrocław - Zielona Góra zakończona powodzeniem. Nastawiłem już kawę (zbożową, na bogów!), pogadałem ze wszystkimi, których zaskoczył abonent czasowo niedostępny, to już nie ta bateria co dawniej, i z impetem zaatakowałem bloga, jak wypieczony stek co najmniej. Przecież to całe 3,5 godziny obserwacji czynionych ostrożnie spod półprzymkniętych powiek, albo arogancko, hardo patrząc w twarz zdegustowanej pani w podeszłym wieku, ubranej w zachwycającą sukienkę z widokiem na krajobrazy Bawarii. Nie miałem nawet pojęcia, że takie sukienki istnieją.

Przez pociąg przelewały się tłumy harcerzy wracających z obozu na zmianę z wesołą młodzieżą katolicką, o twarzach wygłodniałych wysoce niechrześcijańskich przygód. Przy każdej fali, która nieodmiennie mijała nas, siedzących w przejściu między przedziałami, moja bawarska towarzyszka kwaśno krzywiła usta, spoglądają wyczekująco czy podejmę dyskusję, jacy oni niewychowani, jacy głośni i uśmiechnięci. Niestety, okazałem się kompanem mało obytym i gruboskórnym, z tymi swoimi słuchawkami w uszach i lekturą Science Fiction w charakterze parawanu.

Harcerze urzekli mnie dyskretnym podejściem do konsumpcji. Nikt nie pił, a trzech rzygało, śpiewając przy tym radosne ogniskowe piosenki, nikt nie palił a w toalecie gęsta łuna dymu utrzymywała się ponad kwadrans. Wykazywali przy tym zaskakujące zorganizowanie i współpracę, przemieszczając się chwiejnie po wzburzonym pokładzie okrętu, pomagając ofiarnie najbardziej poszkodowanym członkom załogi, wiele rąk wciągających biednego rozbitka z powrotem do szalupy niewygodnych siedzeń. Groza i zbulwersowanie wykwitły na twarzy mej bawarskiej wspólniczki, gdy ujrzała trzech rosłych chłopców wynurzających się ostrożnie z niewielkiej toalety. Nie byłem w stanie powstrzymać rozbawienia, więc skupiłem się na mijanych drzewach.

Kwiat polskiej młodzieży katolickiej preferował raczej zabawy oparte na uczuciach, aniżeli doznaniach konsumpcyjnych. Dziewczęta zawzięcie migrowały do wagonu chłopców, uciekały z piskiem przed goniącymi ich, pyzatymi ministrantami, nawracały stadem, dawały się oskrzydlić na wysokości schodów na wyższy poziom (wagony piętrowe, ten cud technologii kolejnictwa), pierzchały po kątach. Stopniowo kąty zapełniały się przyklejonymi parami, między którymi krążyli nieszczęśliwcy zbyt nieśmiali lub nieudolni, aby znaleźć własną Marię Magdalenę i przekonać się, jak krótka jest trasa z Wrocławia do Gór Zielonych.

Nie ulega wątpliwości, że harcerki znacznie przewyższały nastoletnie chrześcijanki pod względem urody jak i gustów odzieżowych. Wydaje mi się, że można śmiało wyodrębnić pewien nurt mody katolickiej, oscylujący pomiędzy szafą matki a gadżetami rodem z Bravo i Filipinki.

Dość, tyle dzisiaj, sen powoli dopada, trzeba jakoś wstać do pracy. Cotygodniowe pielgrzymki do Wrocławia stają się nad wyraz inspirujące.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

czasami kiedy się rodzą Anioły
gdzieś w pępku wszechświata
pęka struga światła wysłana w stronę
Boga
oślepiony
opętany swoim szaleństwem
miota w każdą stronę gromami
zwęglając skrzydła swojej
wiecznej gwardii

cdn

Anonimowy pisze...

Ze zderzenia słabnącego
Harcerstwa polskiego i słabnących
Polskich kolei narodzą się
Nowe wartości jutra
Jakie to krzepiące
Bawaria może tylko zazdrościć

Anonimowy pisze...

Świetne !