niedziela, 3 stycznia 2010

I tak właśnie zaczynamy...

Miało być cicho i spokojnie, tylko my, Basia i Zielonogórski Element Tradycyjny; czerwony barszczyk, potem koniaczek i gry planszowe od lat 12. Aż tu nagle, nie wiadomo jak i kiedy, wylądowaliśmy w Marczowie, który miał być zasypany śniegiem a nie był, bo wszystko wydmuchało do województwa lubuskiego. W domu marczowskim u Ekowujka i Ekocioci, której kurczaki panierowane będziemy wspominać cały rok ze smakiem. Ze skromnych planów zrobiła się wielka przygoda, spacery po zamarzniętych polach i przedzieranie przez dzikie ostępy, gdzie niechybnie zginęli byśmy wszyscy, gdyby nie Ekowujek i jego miecz plazmowy, kładący pokotem zastępy wrogo nastawionych zarośli.

Przeliczyłem się odrobinę jeśli chodzi o wyporność towarzystwa na gry planszowe. Większość, po kilku godzinach grania, zaczęła symulować mnóstwo ważnych zadań, które natychmiast muszą wykonać. Namawianie i różne formy nacisku lub przekupstwa niewiele dawały, więc na placu boju zostaliśmy z Marką sami, głodnym wzrokiem wypatrując kogoś, kto nierozsądnie zacznie wykazywać objawy posiadania wolnej chwili. Wtedy go cap, do stołu i szybka partyjka w Mag Blasta gotowa.

Żeby po równo rozwijać umysł i ciało, już w dzień wyjazdu poszliśmy przeżyć śnieżną przygodę. Znajdowała się ona tuż za rogiem domu, miała kilkanaście metrów wysokości ustawionych, zdaniem Michała, pod kątem co najmniej 45 stopni, co dawało jakieś trzy sekundy jazdy na worku foliowym. Może się wydawać, że trzy sekundy to niewiele, ale jeśli osiąga się w pierwszej prędkość podświetlą, w drugiej traci nadzieje na finał w jednym kawałku, a w trzeciej odkrywa, że albo hamujemy całym ciałem (pozycja żaby) albo witamy z tylną ścianą domu - to te trzy sekundy są aż nadto, aby adrenalina skoczyła do poziomu znanego tylko kaskaderom i poskramiaczom dzikich lwów. Na trasie biegały psy, co dodawało zjazdom niebagatelnego uroku (widok psa w trakcie zderzenia jest nie do podrobienia, łapy w górze, zdziwienie człowieka, piękne!).

Marczów opuściliśmy z żalem. Gospodarze odetchnęli z ulgą, choć szlachetnie nie dali tego po sobie poznać. Jeśli Nowy Rok w jakikolwiek sposób stanowi wróżbę na nadchodzące dwanaście miesięcy, to patrzymy na nie z nieukrywaną nadzieją.

2 komentarze:

pola pisze...

No i bardzo dobrze. Basia też to wytrzymała jak widać. Niesamowite Dziecię :)))

Sir Michał Żonaty pisze...

Dziecię niby niesamowite? Chyba raczej Ci, którzy hałas dziecia wytrzymali. ;p