Zabarykadowałem drzwi. Zamknąłem okno, choć nie robiłem tego od kiedy temperatura w nocy zaczęła przekraczać 10 stopni Celsjusza. I mimo wszystko, mimo że Dave Matthews grzeje niemożliwie głośno - nadal go słyszę. Koszmarne, nieskładne dźwięki, wywołujące wewnętrzne konwulsje choćby najbardziej płaskiego słuchu muzycznego.
Każda piosenka Matthewsa się kiedyś kończy, a wtedy zastygam jak surykatka, na którą padł cień sokoła, z głowa wtuloną ramiona rozpoznaję punkt graniczny, w którym cichnie moja muzyka, garda na chwilę opada i dostaję sierpem po ryju, akordeon wlewa się przez kilka sekund jak powódź, uparty i niezmordowany pokonuje wszystkie zapory.
Myślałem nad prostym przekupstwem, masz pan tu dyche i spieprzaj. Będąc jednak na jego miejscu i mając odrobinę oleju w głowie, jutro z samego rana zacząłbym męczyć lwowskie przeboje, licząc już nie na dychę, a przynajmniej dwie, a jak trochę mocniej przycisnąć tą nijaką zwrotkę nieodmiennie kończąca się fałszywym akordem, to i może facet zmięknie, Kazimierza wrzuci?
Am I right side up or upside down
Is this real or am I dreaming
Pozostaje czekać, obgryzać paznokcie, robić kolejną, pachnącą śniętym śledziem, zieloną herbatę. Piękne, lipcowe słońce oblizuje schody, a kiedy mój czas nadejdzie, wreszcie wychynę z podpiwniczeń, chłód za kołnieżem i tylko śliskiego ogona brakuje. Zastanę już popołudnie, trochę żal, że po-, ale przynajmniej cisza, cudna, szumna cisza.
1 komentarz:
Lepiej nie mieć śliskiego ogona ! :)
Prześlij komentarz