Jako niezłomny fan gier spod znaku Śródziemia donoszę, co następuje:
dnia 30.11.2008 tj w niedzielę postanowiłem z moją małżonką po raz kolejny obronić świat przed złem napływającym z Mordoru. W tym celu wybraliśmy sobie ze czterech trudnych przeciwników, stanęliśmy po stronie (odpowiednio) Gondoru i Rohanu, i spuściliśmy manto nieszczęsnym orkom, tudzież innym wrogim stworom. Niestety, mapa, na której odbywała się bitwa, była przez nas użyta już ze dwadzieścia razy, i żaden zakątek nie pozostał nieznanym. Stąd nagła chęć zmiany, która pchnęła nas do przeszukania zasobów sieciowych celem ściągnięcia (legalnego) nowych map, a tym samym nowych wyzwań.
Jak się okazało, map nie ma ani trochę, za to znaleźliśmy to:
Pod rosnącym wrażeniem pokonywaliśmy kolejne linki i opisy, aby wreszcie ze świstem wypuścić powietrze i stwierdzić: to jest to! To jest gra, dla której warto kupować xboxa (albo ps'a, tylko że droższy). Lord of the Rings: Conquest.
W skrócie: klasyczny RPG z widoku third person, czyli zza pleców bohatera. Osadzony ściśle w czasie Wojny o Pierścień, pozwala opowiedzieć się po stronie zarówno dobra jak i zła. Na kolana rzuca bogactwo "profesji" - od klasycznych (łucznik, żołnierz, zwiadowca) po takie smaczki jak Gandalf, Legolas, Saruman czy Balrog. Do tego boska grafika, muzyka i nawigacja.
Gra wychodzi oczywiście na PCta, ale prawdopodobnie będzie miała jakieś koszmarnie wyśrubowane wymagania. Stąd wszyscy maniacy Władcy, a wiem, że jest ich wielu, będą mieli spory dylemat w styczniu - nowy komputer czy xbox? Ja proponuję trzecie rozwiązanie, czyli minikonwenty w Górach Zielonych. Wiadomo, druzyną Śródziemia broni się najlepiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz