piątek, 26 grudnia 2008

A jednak czyli Beirut ciągle żywy

Beirut nie przyjechał na polskiego Openera. Zach Condon, wokalista i lider grupy w otwartym liście do zawiedzionych fanów (w tym nas, bo chcieliśmy jechać na festiwal tylko dla nich) wyjaśniał, że zespół potrzebuje trochę oddechu od wyczerpującej trasy i w ogóle odświeżenia dla nabrania nowych pomysłów. Wszyscy pomyśleli: jasne, po prostu chłopaki się rozpadną. Wydali świetny album i się wypalili, jak wielu przed i po nich. A tu niespodzianka.

Nowy, dwu płytowy album ukaże się 17 lutego w Stanach i dzień wcześniej w Europie. Jak to Beirut ma w zwyczaju, wydawnictwo będzie się składać z dwóch EPek, po sześć i pięć utworów. Tak się prezentuje playlista:

Beirut: March of the Zapotec:

01 El Zocalo
02 La Llorna
03 My Wife
04 The Akara

05 On a Bayonet
06 The Shrew

Realpeople: Holland:

01 My Night With a Prostitute From Marseille
02 My Wife, Lost in the Wild
03 Venice
04 The Concubine

05 No Dice

Popularność zespołu zatacza coraz większe kręgi. Natalie Portman, wybierając artystów do charytatywnej składanki Big Change: Songs for FINCA określiła Beirut jako swój ''new favorite band''. Ponoć Zach zaprosił ją nawet do wspólnego wykonania jednego z utworów, do czego jednak do tej pory nie doszło. Czasem za dobrymi intencjami kryje się cała masa chwytów marketingowych, więc agenci Portman byli czujni.

Nowe oblicze Beirutu jest bez wątpienia inne. Już sam ten fakt powoduje, ze ciężko się zachwycić i od razu przyjąć odświeżone wcielenie zespołu. Jest nieźle, że mamy nowy album, zacieram ręce i czekam na więcej, a ocenę pozostawię na przyszłość.

Promocyjny utwór pozostawiam do indywidualnej degustacji klik



Brak komentarzy: