poniedziałek, 15 czerwca 2009

Rekolekcje gądkowskie cz. 2 - dzicz

Po przyjeździe do Gądkowa zawsze jestem przekonany, że w takim miejscu mógłbym lekką ręką spędzić resztę życia. Zachłystuję się zielenią, błękitem przechodzącym w biel, wzburzoną powierzchnią jeziora; nawet górą drewna, którego nie ma kto porąbać. Potem przychodzą dni kolejne, impet opada w tempie geometrycznym, i sam już nie jestem pewien, czy to miał być Gądków, Gibraltar czy Lord Howe.

Pamiętam, jak całkiem niedawno ojciec mój uczył mnie kosić kosą. Miał przy tym wiele ubawu, bo do tej pory oglądałem kosę tylko na filmach lub w komórce jako relikt z ery przedkosiarkowej. Mówił mi: jak miałem osiem lat, mój kolega, Witek Podbierak, tak się kosą zamachnął że uderzył w ziemię, a z kosy zrobiła się harmonijka. Kurcze, pomyślałem, jak ja miałem osiem lat to potrafiłem skasować bilet w autobusie albo wcisnąć odpowiedni przycisk w windzie (dopóki się nie zaklinowała, co stało się traumą na długie lata). Kosa to ekwipunek z całkiem innego świata.

Siedzę więc, i uczę się dziczy. Ojciec do niej tylko wraca, a dla mnie to każdorazowo odkrycie. Zostawiam moje naturalne środowisko, bezpieczne nocne oświetlenie i opryski na owady. Zakładam stare spodnie i ciężkie buty, bo w dziczy trzeba się znorać, wytarzać, spocić i zmęczyć, tak aby po powrocie do domu czuć ją w mięśniach, na skórze, na dłoniach. Nie przejmuję się otarciami, ranami nabytymi w boju jeżynami, nie biorą mnie kleszcze czy brudne skarpetki. Bo za kilka dni, może nawet jutro, wracam do domu. Wszystko wyczyszczę, wypiorę, poleję woda utlenioną, odpalę laptopa i sprawdzę możliwe powikłania.

Przypuszczam, że dzicz istnieje dla mnie w tej chwili wyłącznie jako tymczasowość. Może sięgać tygodni lub nawet miesięcy, ale najważniejsza jest szansa powrotu. Może kiedyś, może już niedługo mi się odmieni, zmęczony życiem ojciec wielkiej rodziny zapragnie spokoju. Póki co tak po prostu siąść i się odciąć, raz na zawsze i nieodwołalnie - zbyt wcześnie.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Renota spotkała dziś dzika, i jeszcze to:
http://www.youtube.com/watch?v=2S1lKXQNCN0

Iga ze wstydem pisze...

Głupio mi,
ale jak ja miałam 8 lat
to potrafiłam
już
nie skasować biletu!

Ula pisze...

Można się też zapytać - po co się tak odcinać?

thymir pisze...

jak miałam 8 lat, złapał mnie 1szy kanar.
a w dziczy można spotkać samą siebie; nie wiadomo , może lepiej dzika
to jest coś przeciwnego do odcinania się

pola pisze...

jak miałam 8 lat nie musiałam niczego kasować an kosić ty bardziej. za to "mieszkałam" o tej własnie porze na czubku czereśni uwielbianej. jadłam cały dzień, śpiewajac Ramonę..mimo to dzicz uznaję TYLKO tymczasową