czwartek, 25 czerwca 2009

Wychodzimy z szafy trochę bladzi...

Nerwowe przygotowania do wypraw trwają. Odkopałem wczoraj mój plecak wędrowny, spojrzałem na niego krytycznym okiem i poczułem pewien niemy wyrzut na widok grubej warstwy kurzu, którą pokrył się w ciągu ostatnich paru lat. Podróżował ostatnio tylko w czasie przeprowadzek. Gdzie te czasy...

Odkryłem ogromną ilość sprzętu wyprawowego. Wraz z żoną mamy wiecznie nienasycony głód przygotowań do podróży, z których nic nie wychodzi. Specjalistyczne pokrowce, latarki, uchwyty na to i tamto, mapy dokąd tylko chcesz. Aż żal patrzeć. Jesteśmy otoczeni przez potencjalną możliwość wybrania się na najdziksze wyprawy, brak tylko jakiejś iskry bożej, która pociągnie nas za sobą raz i nieodwołalnie. Ciągle na nią czekamy.

Gdybyśmy zaś potrzebowali rady, zawsze mamy niezastąpioną Hydrę. Na przykład, mam wątpliwość co do pogody. Hydra odpowiada: wszędzie teraz pada. Jak byłem w Świnoujściu, to całe dnie padało, wiadomo, w czerwcu tak zawsze. W górach to w ogóle leje, że się nie da chodzić. - Pocieszony i uprzedzony umieszczam kurtkę wyżej w plecaku i sprawdzam impregnację butów. Sam z siebie Hydrant dodaje refleksje na temat przemijania: jak ten czas zapieprza. Już mamy czerwiec, wakacje - wiadomo, przelecą szybko, potem już wrzesień a to prawie zima! Tą zimą minie trochę zaskoczył, bo liczyłem na późne zbiory, winobranie chociaż, dziecko urodzone jesienią.

3 komentarze:

pola pisze...

Mimo wszystko licz na to wszystko :-)

mania szewska pisze...

ja to mam takie rajsefiber radosne, że nawet jak mam kogoś z lotniska odbierać to dobrze się czuję
wstyd tak zakurzyć plecaki:D

ps. najlepszego

Ula pisze...

Zakurzone plecaki, to może być zwykłe niedbalstwo.
Zakurzone, nazbyt nowe przewodniki wyglądają tak smutno, że odwracamy od nich wzrok.