poniedziałek, 25 lutego 2008

Poranek z Ryjem

Ostatnio mamy taki poranny sposób wstawania: Ula budzi się pierwsza około 8.00 i wychodzi przed 9.00; ja zwlekam się o 9.00, zadowolony, że mogłem dospać tą godzinkę, i zbieram się przed 10.00. Bomba wskakuje do łóżka kiedy Ula, wstając, otworzy drzwi do sypialni, i bywa, że nie zwleka się do 11.00. Pytanie, kto ma w tym domu najlepiej, jest pytaniem retorycznym.

Dzisiaj był Dzień Leniwego Psa. Wczoraj poszliśmy na spacer, i Ryj, jak to ma w zwyczaju, popylał wokół nas przez całą drogę. Największą jej frajdą jest zaczepianie psów, uciekanie przed nimi, i, kiedy wreszcie się zatrzymają wykończone, robienie wokół nich tuzina kółek, ku krańcowej dezorientacji biednego zwierza. Otóż wczoraj, w piękne niedzielne popołudnie, psów było w parku bez liku. Biedna Bomba, miała pełne łapy roboty...

Gdy wróciliśmy, Ryj padł na swe legowisko bezwładnie. Ostatkiem sił udało się jej dotrzeć do miski, obrzucić nas, nie pojmujących jej dramatycznej sytuacji, wymownym spojrzeniem, i zasnąć w najlepsze już przed 21.00. Z rana, jak zwykle, wpakowała sie pod kołdrę, aby dospać bezcenną godzinkę. Jednak kiedy wychodziłem i miałem chwilę aby wyskoczyć z nią na poranny spacer, raczyła jedynie przeciągle ziewnąć i spojrzeć na mnie jak na jakiegoś dziwaka. Ona, na spacer? Do połowy zagrzebana w pościeli, została, i dopiero po 13.00 Ula uwolniła ją od bólu pęcherza.

Rozumiem, że pies musiał odespać trudy dnia poprzedniego, ale jeśli już tak siedzi w domu, niech chociaż obiad zrobi albo kurze pościera!

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Podejrzewam, że dochodzicie powoli do etapu przez specjalistów nazywanego "bakutil". Pozdrawiam.

Ula pisze...

Nie my, tylko Bomba.