środa, 12 listopada 2008

Wieczorem, przed monitorem

Peany pochwalne na temat bycia udomowionym zostawiam na inną okazję. To był po prostu udany dzień, a rzadko można coś takiego powiedzieć o powrocie do pracy po kolejnym "długim weekendzie". Zresztą, wieczór też zapowiada się nad zwyczaj obiecująco.

Nie, nadal nie mamy sieci w domu. Tak, będę publikował to ze sklepu o poranku. Nie, nie przeniosę pliku na pendrive'ie. Tak, mam nowego laptopa.

To by w sumie było tyle na jego temat. Strasznie się z niego cieszę, bo od września składałem rzetelnie z każdej wypłaty po trochę, a sami pewnie wiecie jak rozkosznie smakuje coś, na co się zbierało i wreszcie, WRESZCIE!, jest. Bez oczekiwania nie na nawet raju, jak słusznie zauważył Oscar Wilde, czego zdają się nie rozumieć pewni młodzi ludzie w mojej rodzinie.

Przy okazji instalowania nowego systemu, XP, a jakże, trafiłem na kilka nowych (dla mnie) programów/gadżetów. Najbardziej zadowolony jestem z nowej wersji MediaMonkey, odtwarzacza muzyki za którym przepadam. Ma wszystko, co lubię, czyli:
- łatwą nawigację, szczególnie z poziomu klawiatury
- obsługuje wszystkie znane formaty, zarówno komercyjne, jak i nie
- wypala, zgrywa i zmienia formaty wedle życzenia
- w dodatku posiada rozhulaną bibliotekę i niezły wygląd

No i przede wszystkim jest niszowy. A bardzo, bardzo rzadko się zdarza, żeby oprogramowanie niszowe było tak znakomicie dopracowane i funkcjonalne. I proszę nie mylić funkcjonalności z uniwersalnością - MM odtwarza tylko muzykę, a nie jak Winamp jeszcze filmy. Rzeczy uniwersalne, czyli do wszystkiego, wiadomo do czego są.

Druga niespodzianka to nowa, poprawiona wersja Open Office'a 3.0. Nigdy nie przepadałem za tą darmową podróbą jedynego słusznego produktu Microsoftu, do czasu, aż z konieczności musiałem go zainstalować w pracy. I proszę, nie dość, że da się na nim pracować, to jeszcze nowa wersja na prawdę nie ustępuje produktom komercyjnym. I bez kłopotu razi sobie ze zboczonymi formatami, które podsuwa konkurencja. Jest tak dobra, że śmiało zainstalowałem na nowym sprzęcie. I w dodatku legalna.

Trzeci smaczek dotyczy Firefoxa; sorry Piotrek, ale Safari jest dla mnie zbyt niszowe. Przyjemna wtyczka, która pozwala nagrywać filmiki typu YouTube. Frajda dla wszystkich, którzy lubią gromadzić i potem rozkoszować się nimi w towarzystwie znajomych. Prosta i skuteczna, a diabeł tkwi jedynie w małym psikusie na końcu ścieżki - filmy zapisuje w formacie flv. Nie drżyjcie jednak, dzielni radiosłuchacze, bo na sieci nie brakuje darmowych programów do dekodowania tego diabelnego formatu na ludzkie avi czy inne mpegi.

To w sumie tyle, herbata się kończy, Ula już blisko, bębny w głębinach...

Brak komentarzy: