Plecaki spakowane, powoli docieramy do miejsca przeznaczenia. Ja z pewnym przeskokiem, nocuję we Wrocławiu, a jutro z rana ruszam nad morze.
Franciszek wyruszył dziś o 10 rano. Nie chcę tutaj psuć mu przyjemności opisania podróży, ale do tej pory jeszcze jadą.
Tak, zgadza się - rozjechaliśmy się po Polsce. Taki jest pierwszy etap naszego urlopu. Żeby się sobą nacieszyć trzeba się trochę natęsknić. Najlepiej tydzień, nie dłużej.
Drugi etap to wspólny wyjazd w jakże znaną nam i obłaskawioną dzicz. Tym razem nastąpiła pewna zmiana. Laptopy i inne "nieurlopowe" przedmioty zostawiamy w domu. O tym co dalej nie myślimy i nie mówimy.
A teraz zapraszam do wspólnego trzymania kciuków - oby się nam deszcz na głowy nie lał.
2 komentarze:
bawcie się dobrze i natęsknijcie strasznie:)
oglądałam prognozy, u was nie pada.
czy tydzień to jest długo?
wydaje się , że to tylko strzelić palcami
a bomba , co ona na to?
Prześlij komentarz