Jeszcze tylko dwa dni. Wyciągamy z szafy buty górskie, płetwy, mapy i plecaki. Za jednym razem obskoczymy Bieszczady i Bałtyk. I to w tym samym czasie! Cud podziału, żona nad morzem a ja w górach.
Chodzimy na palcach w oczekiwaniu. Już nic nie warto zaczynać, bo przecież niedługo nas nie będzie. Lodówki nie zaopatrujemy, po co ma zostawać i się psuć? Brakuje tylko, żebyśmy posprzątali, popodlewali i zamknęli dom, czekając pod drzwiami do soboty.
Ważymy w myślach lektury: to za ciężkie klimatem, tamto grubością. Cuda kompresji dopiero się zaczną pod szyldem: jak zmieścić całą ambicję, wygodę i uniwersalność w plecaku? Podejrzewam, że mi pójdzie łatwiej, bo mam męski wyjazd i nikt nie będzie się dziwił, jak nie zabiorę ręcznika czy drugiej pary skarpet. Żona pakuje się za dwóch (dwie, dwoje) i nie jest lekko, że dyskretnie pominę rolę prowiantu.
Pozorujemy odcięcie od cywilizacji, co oznacza, że z sieci będziemy korzystać z kafejek (nad morzem) lub przez telefon (w górach).
5 komentarzy:
pakuj się skrzętnie Solenizancie.wszystkiego nie zabieraj... Usłyszałam głos ptaszyny,że dziś Twoje...No to 100 lat życzymy!!! I równie udanego Następcy!!
osobno dla Uli - bez okazji - dobrego leniuchowania i jodu wdychania!!! pozdrawiamy i całujemy. trzymamy też nadal...kciuki :-)
Muczos gracjas za odwagę i pamięć! Następca nadal niezidentyfikowany, ma się całkiem dobrze, żonę mi zaokrągla.
świetne wieści !!! :-) dobrze, że nie identyfikujecie :-)
Pola: zziękuję za życzenia. Liczę na jod i na smaczne rybki.
Prześlij komentarz