sobota, 26 czerwca 2010

Ruch to życie

Bez ruchu nie byłbym w stanie zasuwać odkurzaczem przez całe mieszkanie, usuwając drobne i nieznośne kuleczki styropianowe, które wdzierają się przez każdą szczelinę z zewnątrz. Mamy bowiem ocieplany budynek, a robota idzie z takim rozmachem, że nie ma miejsca w promieniu kilkudziesięciu metrów wolnego od styropianu. Naturalnie, ten gwiezdny pył również by nie powstał, gdyby nadgorliwi robotnicy nie podjęli swojej pracy. Wtedy nie musiałbym odkurzać, a bluszcz pod oknem, duma i ozdoba całej kamiennicy, nadal by piął się żwawo aż po sam dach.

Ruch Basi powoduje, że kołdra zsuwa się z niej dużo częściej niż przykrywa. Natomiast ruch bakterii, poszukujących dzieci nie przykrytych, zapewnił katar, kaszel, marudzenie i pobudkę o czwartej trzydzieści, kiedy na dworze jeszcze nie było świata tylko jakaś podejrzana szarość. Gdyby nie ruchy wojsk, które do późna w noc praktykowaliśmy z Trollem (Memoir '44, faszysten kontra alianci, sen jest dla mięczaków), być może taka pobudka byłaby łatwiejsza do zniesienia.

Ruch pióra prowadzi do pojawienia się akapitu, a ten puchnie do rozmiarów już prawie podlegających edycji, dzieje się w głowie wyprzedzając inne myśli, karze się zapisywać i spróbuj bracie się oprzeć, rozlezie się i już nie wróci, zobaczysz. Ruch palców na klawiaturze tworzy kolejnego maila, i jakimś cudem buduje pomost pomiędzy moim biurkiem z widokiem na fragment ziemi i kawał nieba, a głosem w słuchawce mówiącym "...gratulujemy, jest pan przyjęty. Zaczyna pan od poniedziałku". I tyle by było z błogiego nieróbstwa, leniwych poranków i poczucia spokoju, jakby ciągle była niedziela.

2 komentarze:

anonim hauhau pisze...

Nie daj się pożreć!

Franc pisze...

chyba lenistwu