poniedziałek, 7 czerwca 2010

Zmierzamy w stronę światła

Jechałem dzisiaj na rowerze przez park. Wczesny wieczór, jeszcze jasno, na ławeczkach siedzą mieszane towarzystwa i sączą z zakamuflowanych butelek podejrzane napoje. Jedna z większych grup przyczaiła się na trasie, którą z impetem pokonywałem.

Należało się tego spodziewać, więc kiedy chwiejnym krokiem odłączył się od reszty zawodnik w mocno sfatygowanej koszulce z napisem I love NY, i stanowczo zagrodził mi drogę, nawet nie byłem szczególnie zaskoczony. Pierwsze co mi wpadło do głowy to decyzja, że roweru tanio nie oddam; oraz żeby nastawić się z lewej, bo z prawej jeszcze nie zeszła opuchlizna. 

- Kolego! Czy ty ślepy jesteś? - zaczął niekonwencjonalnie Nowojorczyk. - Nie wiesz, że tu nie ma drogi dla rowerów?! - Próbowałem niezgrabnie się tłumaczyć, ale nikt mnie nie słuchał. Od strony ławeczki doleciały zgorszone pomruki.
- Poza tym jak szybko ty jedziesz! Chłopie, a jakby ci dziecko wyskoczyło?! To co byś zrobił z taką prędkością?! - spojrzał na mnie wzrokiem karcącego nauczyciela, zionąc przy tym sfermentowanym alkoholem a jak nie byłem w stanie nic powiedzieć.
- No fakt, przepraszam - bąknąłem po chwili słabo, zdezorientowany sytuacją, poklepywany przyjacielsko na drogę.
- Żeby mi to było ostatni raz! - rzucił za moimi plecami facet, któremu nie dałbym dwóch złotych pod sklepem.

Wracałem do domu oniemiały, trzymając z niedowierzaniem rower w garści a szczękę na miejscu. Jeśli kiedykolwiek ktoś powie, że nie ma nic nowego pod słońcem a świat zmierza ku gorszemu, to każę mu jeździć rowerem po parku aż zmieni zdanie.

1 komentarz:

pola pisze...

A widzisz !!!