Tak się czasem zdarza, że opanowani nieuzasadnioną ideą próbujemy udoskonalić swoje życie. Poświęcamy na to dużo czasu i energii, aby to co jest robione dobrze, można było zrobić... no właśnie jak? Lepiej? Raczej nie - INACZEJ - to na pewno.
Kiedy to było, już nie wiem sama. Chyba na początku stycznia. Postanowiliśmy wspólnie z F'em popełnić w naszym życiu Zmianę i porzucić Złego Windowsa przechodząc pod opiekuńcze skrzydła Dobrego Linuksa. Jak opisać tę trwającą godzinami walkę toczoną o dostęp do internetu z mojego komputera za pośrednictwem kompa F'a?
Uzyskałam trzy zupełnie niezadowalające wyniki, choć ostatni nawet był ciekawy.
Pierwszy
Mogę wymieniać pliki z Linuxem F'a, ale muszę wpisać hasło, którego miało nie być (konto niewymagające uwierzytelnienia), jak można się domyślić hasła nie znałam (skoro potencjalnie nie istniało).
Drugi
Mam internet z Windowsa F'a, ale nie dostęp do jego plików.
Co dałoby połączenie obu sukcesów? Brak dostępu i do internetu, i do plików. Nie... Sukces był jeszcze bardziej spektakularny.
Trzeci wynik
Nie mogłam uzyskać również dostępu do swoich plików. Linux ucieszony tym napisał, że takiego błędu to on jeszcze nie zna. Mogę się podzielić nim z całą społecznością linuksową, co ich wszystkich wzbogaci i uszczęśliwi.
A figa! Nie podzielę się, błąd był mój. Wypracowałam go w pocie czoła nadwyrężając przy tym nerwy i oczy ślęcząc nad manualami.
Nieodzowny morał:
Dobre w konfrontacji z Lepszym nic nie zyskuje. Windows jest jedynie Oswojonym Złem, a ja wciąż spoglądam tęsknie na Linuksa.
2 komentarze:
Zazdroszczę ci twojej męki z linuxem, bo jest to już poziom metafory dla oka niedostępny.
Oko zawsze zatysfakcjonuje się dobrym nie szukając lepszego.
Oko czówa przypomina, że napisało komentarz do starych kawałków uli.
jak to jest z niektórymi ludźmi, że nie wystarcza im dobre, muszą chociaż próbować , czy nie może być lepsze.to jest niestety nieuleczalna cecha charakteru ludzi twórczych, wiem to z autopsji.
wzloty i upadki, zamiast równej jazdy.
Prześlij komentarz