wtorek, 3 listopada 2009

Dziewięć, dziewięć, wszędzie to dziewięć...

Grzebałem, grzebałem i wygrzebałem. Dawno nie słuchany Damien Rice zaskoczył mnie teledyskiem, bo kawałek obtłuczony jak, nie przymierzając, finałowa scena. Wybitnie na jesień.

W ogóle, to może z tą dziewiątką ostatnio jest trochę przesady! Utwór nazywa się 9 crimes, a o innych aspektach liczby 9 pisała Ula tutaj, i już sam nie wiem co o tym myśleć.

3 komentarze:

Sister pisze...

Mogę sobie tylko wyobrazić jak to brzmi siedząc na czerwonej kanapie z lampką wina w świetle skierowanym do sufitu.
U mnie jak zwykle brzmi inaczej, tak nieswojo i niewyraziście, tak jak wszystkie dźwięki przyniesione od Ciebie do domu.

Sir Michał Żonaty pisze...

To pewnie dlatego, że dźwięk po przebyciu takiego dystansu jest już generalnie rozmyty

Franc pisze...

W opisanych warunkach brzmi naprawdę dobrze. Znamy to z późnych godzin nocnych, kiedy impreza dogorywa, alkohol wietrzeje z głów i Franc zaczyna od słów puszczę wam fajny kawałek...