piątek, 21 maja 2010

Adrenalina. Rodzinne.

Są takie dni niedospane, zaczynające się gdzieś w okolicach trzeciego kubka kawy około czternastej, kiedy umysł nie jest w stanie skupić się na niczym nowym i wykonuje codzienne czynności z mechaniczną wprawą wypracowaną setkami powtórzeń. Zęby myją się same, dłonie szukają rękawów koszuli a skarpetki wskakują na stopy niepostrzeżenie, bez udziału woli, podczas gdy głowa nie jest w stanie się zdecydować, gdzie właściwie jest i czy przerwany sen na temat wspinania się na gigantyczną czereśnię, będącą jednocześnie salonem, jest bardziej realny od nadjeżdżającego samochodu. 

Wpakowałem o poranku Ulę do taksówki z pełną świadomością, że nie ma szans zdążyć na pociąg poranny, po co te nerwy, z dzieckiem nie będzie przecież biec za uciekającym wagonem, przeskakiwać jak sarna przez tory i w ostatniej chwili pakować się z pomocą zdziwionego konduktora do przedziału, dziecko z ubawu majta nóżkami, na litość boga! Ula jednak była, pędziła, przeskakiwała i pakowała się, dziecko majtało i mogła tuż po zadzwonić z satysfakcją, że jej już senność przeszła i sposób jest skuteczny, gdybym tylko chciał spróbować to proszę, z psem pewnie też zadziała.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

niesamowite f