wtorek, 25 maja 2010

Gimnastyka pracownika

Jak wiadomo Sklepy Elektronowe potknęły się i padły, a ja wyleciałem z wygodnego siodełka na szeroko pojęty bruk. Zacząłem pierwszy raz w życiu szukać pracy, który to proces trwa do tej pory. Uprawiam go z pasją raczej odkrywcy niż bezrobotnego.

Pracy jest sporo. Tygodniowo portale internetowe dostarczają grubo ponad setkę ogłoszeń tylko z naszego rejonu, więc jest w czym wybierać. Oczywiście 90% jest poza moimi kompetencjami, reszta grzecznie oleje moje wciąż doskonalone CV, a ci którzy odpowiedzą rzadko okazują się pracodawcami oferującymi warunki z grubsza określanymi jako humanitarne. Byłem dla przykładu na rozmowie w JYSKu, gdzie zaproponowano mi pracę od 9 do 23 za 1600 brutto, o ile przejdę rygorystyczne szkolenia. Wszystko sprowadza się więc do szukania i cierpliwości.

Przypomina to kupowania na aukcjach: czaisz się wiele tygodni, licytujesz do wyznaczonego progu, aż wreszcie się uda i trafisz okazję. Szukam pracy już okrągły miesiąc, wysłałem kilkadziesiąt podań i ciągle albo oni nie tańczą, albo ja nie znam kroków. Postępy są jednak wyraźne - dokumenty referencyjne są dopracowane do granic możliwości.

W odwodzie mam zawsze pogodny żywot bezrobotnego. Jak się nad nim zastanawiam to jest sporo spraw, odkładanych co dnia, które można by nadrobić jako taki bez robotny, perspektywa wręcz kusząca.

Brak komentarzy: