środa, 14 lipca 2010

Prowizorka kręgosłupem istnienia

Nie ma nic trwalszego. Zasadzone dwadzieścia lat temu przez mojego ojca krzewy, które miały tylko dobrze wyglądać przez kilka miesięcy, są dzisiaj dużymi drzewami. Ząb, ułamany przez mamę tuż przed jej studniówką, został zreperowany kiedy ja poszedłem na studia. Przerażająca jest moc działań prowizorycznych, przerażająca długotrwałą skutecznością, o którą można się potykać, ale póki działa - nikt jej nie ruszy.

Goście są przydatnym czynnikiem mobilizującym do zrobienia rzeczy odkładanych od dawna. Wreszcie można posprzątać to, co leży tygodniami i zaczęło już pokrywać się pleśnią, naprawić co zostało urwane jeszcze na wiosnę albo wyrzucić co powinno być już wieki temu wyrzucone. Wtedy też z niepokojem oglądamy stworzone do tej pory prowizorki, chowamy do szafek te, które da się schować, a o pozostałych informujemy czem prędzej, co by nikomu nie napędziły stracha lub nie wprawiły w atak nerwowego chichotu, nie daj bóg.

Flagową prowizorką, którą po każdych odwiedzinach postanawiamy raz na zawsze przerobić na coś bardziej atrakcyjnego (i z całą pewnością mniej trwałego) jest słuchawka od prysznica, a właściwie jej brak, czyli smętny wężyk sikający wartkim strumieniem ku uciesze Basi i rozpaczy tych, którzy potem muszą ratować łazienkę przed potopem. Miał tak działać tydzień, a że do Castoramy mamy 10 minut piechotą - działa od marca.

Zaraz po nim jest patelnia, w której urwaną rączkę zastępuje rączka od pilnika do drewna. Zamocowana na potrzeby smażenia naleśników, okazała się niebywale poręczna i tak niezawodna, że z powodzeniem można by ją opatentować.

Przebłyski geniuszu, zawarte w rozwiązaniach tymczasowych, mają w sobie całą poezję codzienności. Nie dość, ze są praktyczne, to jeszcze z zasady unikalne. I doskonale bawią, kiedy już wyjdą z użycia.

Brak komentarzy: