Taka jest prawda. Gdyby ktoś to robił za mnie to nie miałabym nic przeciwko, a już na pewno nie chodziłabym ze szmatką i nie poprawiała. Kiedy wiem, że przyjdą goście, dopiero wtedy biorę się do pracy. Bardziej od sprzątania nie lubię podejmowania rodziny i znajomych pośród brudnych naczyń oraz niepochowanych ubrań. Dlatego niezapowiedziani goście, choć mili, to trochę mnie deprymują.
Oczywiście bez przesady. Ogarnę to co trzeba, w końcu liczy się pierwsze wrażenie. Jeśli ktoś jest dociekliwy to i tak sobie kurz za kanapą znajdzie.
Co jednak, jeśli goście w ostatniej chwili przekładają wizytę, kiedy wszystko już lśni czystością? I to dwa razy? Dom zaczyna nabierać niebezpiecznie zadbanego charakteru. Co więcej! Powoli dochodzi do sytuacji, kiedy już nie obawiam się niespodziewanych wizyt.
A jeśli przywyknę?! Będę musiała sprzątać codziennie?!
Na szczęście Basia doprowadza mnie do pionu, a raczej dom do oswojonego już bałaganu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz