Jak wiecie, od lipca podejmowaliśmy kolejne próby wyjazdu do Szwecji. Najpierw trafiłam do szpitala, potem pojawiały się coraz to nowe okoliczności karzące nam przekładać wyjazd. Wreszcie nadszedł listopad, wolne dni i oto nagle zgorzel (uwaga, tylko dla ludzi o mocnych nerwach). Rozwiercili mi zęba aż po korzonki i zostawili z dziurą oraz antybiotykami.
I oto ukazała się nam naga prawda.
Spojrzeliśmy na siebie z Franciszkiem i powiedzieliśmy sobie szczerze:
Szwecja nas nie chce.
Uff. Udało się. Czasami okazuje się, że rzeczywistość płynie jak rzeka, a nasze plany tkwią w niej jak konar. Zakończyliśmy rozdział sztokholmski i mam nadzieję, że to wystarczy, abyśmy mogli znów płynąć zgodnie z nurtem. Zdrowo i bezpiecznie.
6 komentarzy:
Brawo !!! Pięknie!!! Czekam na dalszy ilustrowany rozwój wypadków, bez podtekstów...
i jak z tym zdrowiem? bo bezpiecznie to w Zielonce raczej jest...:)
ano boście sobie taki odległy cel wybrali.. Szwecja jakaś... proponuje jakiś bliższy cel, sprawiający mniej problemów organizacyjno-logistycznych, a zarazem oszczędzi wam to sianka, stresów i rozczarowań - proponuje... nie wiem... Niesulice może czy Łagów ;)) pozdro
~robi wan kenobi
a w Zielonej jest ogród botaniczny...
Proszę, jacy mili blogerzy. Niesulice, Łagów, Ogród Botaniczny, może jeszcze pływalnia i tenis?! My chcieliśmy posmakować przygody, spojrzeć światu w oczy a nie powtarzać utarte schematy.
Z drugiej strony prawda, że nie ma co się rzucać na wielkie wyprawy, skoro małe nie bardzo dają się organizować. Technika małych kroczków...
byle nie znowu za małych...:)
Prześlij komentarz