środa, 17 lutego 2010

Sherlock Holmes, Odlot, Parnassus

Dobre filmidła, szczególnie dwa pierwsze.

Parnassus trochę nas zawiódł. Zdania są jednak podzielone, jedni darzą go większą tolerancją, inni oczekiwali jakiegoś majestatu, głębi i pełni. Tak czy inaczej zobaczyć warto, choć niekoniecznie w kinie. Na kompie wystarczy.

Odlot animowany jest rasową bajką dla dorosłych. Utrzymuje słuszne proporcje pomiędzy dowcipem a podtekstem, jest naiwny ale bez bólu, a najważniejsze - można się na nim ubawić po pachy. Kaliber jak Shrek w pierwszej odsłonie, więc przepuścić nie można.

No a Sherlock Holmes to film, którego żałuję, że w kinie nie widziałem. Łączy to co lubimy w filmach szpiegowskich z oprawą XIX-wiecznego Londynu, co daje efekt urzekający i porywający. Na raz. I dosłownie. Gdyby nie Basia, siedzielibyśmy z rozdziawionymi gębami prawie trzy godziny. Na dokładkę muzyka tak zacna, że warto ją mieć do posłuchania w dzień powszedni.

W dalszej kolejce czekają Daybreakers, Agora i Battlestar Gallactica: The Plan. Ten ostatni wydaje się budzić największe nadzieje.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Zazdroszczę i żałuję, że oglądam tylko polskie filmy!

mania szewska pisze...

a mnie szerlok rozczarował, a parnasuss był jak trzeba, szczególnie jeśli porównać go ze wcześniejszą produkcją t.g. krainą traw...