plakat z serwisu www.filmweb.pl
Bajka, która straszy
W 2001 roku ukazała się pierwsza część, i nikt nie miał złudzeń, że zabranie pięciolatka na film jest dobrym pomysłem. Te same pięciolatki raczej nie zabiorą dzisiaj swojego młodszego rodzeństwa, bo się zsika w gacie ze strachu, żartów nie zrozumie o miłostkach bohaterów nie wspominając. Teraz to młodsze rodzeństwo zabiera starsze, żeby w domu nie siedziało, co chwila sarkając, że film się dłuży i kiedyś to były lepsze części.
Siła inercji
Rozpędzona machina marketingowa wciągnęła całe pokolenie. Brat zasypiał na rozwlekłych dialogach, scenach bez sensu i znaczenia dla fabuły, a mimo to bez mrugnięcia okiem pójdzie na finalną, epicką bitwę, którą bezczelny reżyser pozwolił sobie przetrzymać do następnej części. Menadżerom udało się stworzyć świetny produkt i wycisnąć z niego znacznie pond normę.
Niech to ktoś przewinie
Nie jest proste - rozwałkować fabułę na godzinę z hakiem do poziomu dwóch i pół godziny. Ale reżyser zrobił co mógł. Akcja, która fantastycznie otwiera film, z uporem grzęźnie, a jej spontaniczne wybuchy popychają fabułę jak niemrawego konia. W sumie w ciągu całego filmu dzieje się bardzo niewiele, a wychodząc z kina mamy wrażenie, że ktoś nas okradł z kilkunastu złotych i ponad godziny życia. Z powodzeniem można obejrzeć film w zaciszu domowego ogniska, z palcem na klawiszu przewijania - z szacunku dla własnego czasu.
Na szczęście znalazło się coś, co podniosło trochę nastroje i dało nadzieję na przeszłość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz