wtorek, 2 listopada 2010

Nie ma jak na cudzym

Otóż my, którzy własnego mieszkania nie mamy, chwalimy co się da, czyli cudze. Wiadomo, że nie ma jak na własnym, gdzie można wszystko poza tym, czego absolutnie nie wolno, co narusza spójność budynku lub stosunki dobrosąsiedzkie. Płacimy podły czynsz, w przeciwieństwie do tych, którzy z satysfakcją mają tylko bloczek opłat komunalnych. Możemy być w każdej chwili eksmitowani na bruk, zwłaszcza w przypadku wojny lub powrotu do gospodarki wymiennej. Ogólnie kicha, jednak są plusy, malutkie jak żółtka w jajach z Biedronki.

Plus pierwszy - zalewamy nie swoje. Raz na jakiś czas tak nas bierze, że coś zalewamy. Pralką najłatwiej, teraz też zmywarką się da. Parkiecik można na tą okazję wymienić, sąsiadowi sufit pomalować, odgrzybić co nieco. Na własnym to by rozpacz człowieka wzięła, a tutaj, cóż, znów się trzeba przeprowadzić, póki tym z dołu do końca plamy na ścianach się nie objawią.

Plus drugi - jako przeciwnicy pustych ścian, wieszamy na nich ile wlezie. Do wieszania wbijamy tony gwoździ, obłupując przy tym tynk jak przy remoncie, a powstałe kratery przykrywamy potem ładnymi obrazkami. Ponadto maniakalnie wiercimy dziury, najlepiej udarem i po 21.00, po czym się okazuje, że jednak się nie da (powiesić/przyczepić/zamontować) i dziury zostają, tworząc naturalne kanały wentylacyjne.

Plus trzeci - już nie związany z niszczeniem cudzej własności. Każde kolejne mieszkanie odkrywa przed nami wady ukryte, które to doświadczenie będziemy w stanie wykorzystać w przyszłości. W takich momentach, kiedy niespodziewanie o siódmej rano okazuje się, że nasza sypialnia działa jak pudełko akustyczne dla całej klatki schodowej, i z głową przy poduszce jesteśmy w stanie liczyć kroki każdej przechodzącej osoby - w takich właśnie momentach zasypiamy spokojnie, bo nie grozi nam to na dystans dłuższy, niż określony w umowie.

4 komentarze:

sir michał żonaty pisze...

fajnie Was "mieć", ale z tego co wyczytałem, to nie nad sobą ;)

haben pisze...

Proszę, próbka: "I oblałam - ona mówi, waląc głową w biurko - z religii oblałam. (...) Zapytała mnie ta kobieta, czy Bóg jest. To ja całkiem zgłupiałam z nerwów, w końcu strzelałam, że odpowiedź A, że jest. Ale ona była na mnie tak cięta, (...) że i tak mnie oblała, powiedziała wobec komisji, że niby że zrzynałam, że sama niby tego nie wiedziałam, tylko zrzynałam od kogoś. I oblała mnie". No to ja bardzo przepraszam, ja jeszcze czegoś takiego nie czytałem.

* Dorota Masłowska "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną",

selawi pisze...

lepiej być wynajmującym, niż tą osobą, co wynajmuje.
chyba.
życzę następnych wesołych dziurek,bo po to w końcu jest i ściana i wiertarka

Franc pisze...

dziękujemy. robimy co możemy, mimo niedzieli