czwartek, 2 października 2008

Gąszcz sieci za oknem

Przeszliśmy do fazy drugiej projektu Zasiedlenie. Rzeczy niezbędne do codziennego życia (zastawa, ekspres do kawy, radio i garderoba) są już rozpakowane; czas więc zająć się bardziej przyziemnymi acz miłymi sercu sprawami, jak wypakowanie biurka, uruchomienie komputera itp. Dziś wreszcie znalazłem wolny wieczór, co by poskładać moc kabelków, podłączyć i zacząć szukać życiodajnego kontaktu ze światem - sieci.

Jakie było moje zdziwienie, gdy po podłączeniu anteny WiFi na liście dostępnych sieci znalazłem z sześć pozycji. Z zadowoleniem zacząłem manewrować na wszystkie strony, lista się powiększała, aż stanęło na 17. Wokół naszego mieszkania jest jakiś szał bezprzewodowy, nic tylko wybierać!, Co też wesoło zrobiłem, wyrzuciłem antenę przez okno - dosłownie, bo leży krzywo na dachu i kiwa na wietrze, i podłączyłem się do pierwszej z brzegu sieci. Przypuszczam, ze to prywatna sieć niezabezpieczona, ale najlepiej odbiera, więc odsunąłem skrupuły na bok i bezczelnie zajmuję pasmo.

Co ciekawe, dwie najbardziej renomowane pozycje w okolicy - czyli darmowe hotspoty przy Ratuszu i BWA, dają tak beznadziejny, przerywany sygnał, ze ze złości usunąłem oba, co by mi pracy nie utrudniały ciągłymi próbami połączenia. Z tego, co pamiętam, na początku we Wrocławiu na Rynku też nie było zbyt stabilnego łącza, więc na razie nie mamy nad czym rozpaczać.

No i rzecz najważniejsza - w takim zatrzęsieniu sieci póki co udaje się korzystać bez jakichkolwiek opłat. To podnosi na duchu!

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

to się nazywa..... inteligencja emocjonalna. nie posiadamy. :)