niedziela, 26 października 2008

Niespodziewany zastrzyk adrenaliny

Wprowadzenie:
Odwiedziliśmy Di w pracy. Di pracuje w Smolcu. Smolec to miejscowość tuż poza granicami Wrocławia. Wydostać się ze Smolca można tylko pieszo, taksówką lub korzystając z czyjejś uprzejmości. Skorzystaliśmy z uprzejmości Kingi, pracownicy Di, która nas podwiozła do najbliższego przystanku autobusowego. Nie wiedzieliśmy, że Kinga to szatan, nie kierowca.

Zakończenie:
Wysiedliśmy z samochodu trochę bladzi, ale szczęśliwi radością rozbitków, całujących stały ląd. Kinga jest osobą, która na pewno pójdzie do nieba - stwierdziła Ula - bo jej pasażerowie tak żarliwie się modlą, jak nie potrafią wierni niektórych kościołów.

Reminiscencje:
Jak wiecie, oboje nie jesteśmy kierowcami (choć nad tym pracujemy). Mamy jednak nijakie pojęcie o prowadzeniu auta, widzieliśmy kilka filmów i czytaliśmy parę książek. Na podstawie tej wiedzy możemy śmiało powiedzieć, że styl prowadzenia Kingi jest... odważny.

Pośpieszę od razu z uspokajającym wytłumaczeniem dla Di - po pierwsze, jesteśmy cali. Po drugie, dzięki tej dziewczynie masz pewność, że pizza dotrze do klienta jeszcze skwiercząca. Poważnie. Taki dostawca to skarb, o którego należy się troszczyć. Poza tym szaleńcy mili są bogu.

Już dawno nie wbijałem nóg tak głęboko w podłogę samochodu. I to nie tylko dla tego, że jest to naturalny odruch w czasie przeciążenia, ale przede wszystkim aby utrzymać się na fotelu w momentach brania zakrętów bez hamulca. W ogóle zauważyłem, że dziewczyna oszczędza klocki hamulcowe, jakby żal jej było wytracać bezcenną prędkość na takich drobnostkach jak ronda, zwężenia czy mijanie samochodów.

Wydaje mi się, że sporego wysiłku wymagałoby od Kingi ruszyć ze skrzyżowania bez pisku opon. Sama zresztą stwierdziła, że jest cokolwiek niecierpliwa na drodze, i zilustrowała to wyprzedzeniem biednego Tico na ciągłej. Potem znalazła przełącznik z gazu na benzynę, i jazda stała się jeszcze weselsza, a nam adrenalina zaczęła szumieć w uszach.

Przez kwadrans dochodziliśmy do siebie. Staliśmy na przystanku zastanawiając się, co właściwie przeżyliśmy, ale bardziej - co mogliśmy przeżyć. Lub nie. Jedni skaczą na spadochronie, inni nurkują z rekinami, a my polecamy jazdę z Kingą.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

ALE MOZE NA AUTODROMIE. NORMALMNIE MOZNA PRZECIEŻ TRAFIC NA LUDZI MAJACYCH DOSYC ADRENALINY I BEZ KINGI...W DODATKU NP. (TO SIE PODOBNO ZDARZA) KOCHAJĄCYCH ŻYCIE...Pozdrawiam :-)

Anonimowy pisze...

Byliście w Smolcu i nie byliście u nas, tzn. u Kulaków ?!? Ta zniewaga ....

Franc pisze...

anonimowy: korzymy się do stóp, ale Wrocław odwiedzamy ostatnio przelotem. Będziemy za jakieś dwa tygodnie, więc wtedy nas oczekujcie, bando anonimowych Kulaków!

Anonimowy pisze...

pozdrowienia ciepłe dla bandy "anonimowych Kulaków"