Nie mogę się doprosić, aby żona moja siadła wreszcie do bloga. Ma o czym pisać, bo widziałem nawet ukradkiem listę tematów, które chce rozwinąć; ma już sieć, bo przeniosłem komputer do domu rodziców, i jako nowo narodzony specjalista w tej dziedzinie, podłączyłem sieć jak należy. Ma nawet odrobinę czasu, niezbędną aby myśl rozwinąć, kiedy jedynym towarzyszem jest kubek herbaty, bo mąż w pracy, a chata wolna. I co? Gdzie te tytułowe ulaifranc, do cholery?
Jasne, wcale nie z wyboru stała się teraz opiekunką ogniska domowego, znacznie większego niż dotychczasowe. Utrzymać solo chałupę, w dodatku nie własną, kiedy mąż wraca po 22 a jego brat niebyt pomaga - nie jest lekko. Chciałoby się gdzieś wyskoczyć, choćby do miasta na kawę, ale nie bardzo jest z kim, bo wszyscy przyjaciele zostali we Wrocku, albo jeszcze dalej. Bida, mogłaby z tego wszystkiego zacząć chlać po kątach, ale zamiast tego pogrąża się w Harrym Potterze, co koniec końców też jest patologią.
Drodzy przyjaciele, krewni i znajomi: wesprzyjcie mi żonę, bo tego jej bardzo trzeba! Pomachajcie łapką, puśćcie oko, dajcie sygnał dymny, co by nie zagrzebała się w populistycznej literaturze na amen. Zrobicie dobry uczynek, a i zyskacie na tym kilka nowych postów, gwarantuję.
Przy okazji opowiem krótką historyjkę z zaproszeniem w tle:
Brat mój ma jutro egzaminy do liceum, przez co chodzi spięty jak jamnik na wiosnę. Rzecz jasna obficie wylewa swój stres na nas, od soboty przygotowując garnitur, buty i inne utensylia. Rozsądnie rozumując, postanowił uczcić zakończenie nauki huczną imprezą, niezależnie od wyników testów. Zaprosił na sobotni wieczór kupę luda, zrobił listę, zbiera składki... Jak to Staszek. Na początku wizja całonocnej zabawy nie bardzo na się spodobała, bo sobotnia noc to jedyny moment, kiedy można pospać do południa. Jednak kiedy dojrzeliśmy katastrofalną nieuniknioność sytuacji, trzeba było działać! Stąd pomysł konkurencyjnej imprezy, piętro wyżej. Zapraszamy serdecznie, czas ku temu znakomity, warunki idealne, taka okazja często się nie zdarza. Dwie imprezki, do wyboru do koloru....
3 komentarze:
Co do namawiana Fizbach do czegokolwiek to chyba nie jestem odpowiednią osobą. Ja bym ją wciągał w implementację pewnego kodu który sobie hobbistycznie dłubię, więc zakładając że by mi się jakoś udało to efekt dla bloga nie był by pozytywny. Natomiast w kwestii imprezy to z chęcią i to wielką, ale nijak się nie da, pozostawieni sami sobie majstrzy na pewno wymyślili by już sobie jakieś niekonstruktywne zajęcie i tyle by było z wykańczania mieszkania, nie wspominając o tym że nie nadaję się do pokazania gimnazjalistom nawet na trzeźwo i z daleka.
że też sie nie nadaje do pokazania gimnazjalistom, niestety...Ula !!! macham do Ciebie i puszczam oko. Nie daj się przestrzeni, zmień literaturę, fryzurę (może) - do częstochowskiego rymu pasuje teraz glazurę. Ale nie rób tego, ta jest ładna i stosunkowo nowa. Wiem co to brak na wyciagniecie ręki znajomych z lat szlonych , zwiazanych z kształceniem. Ale powoli...:)
uleczko, jesteś z rodziny takich, co im bardziej wiatr w oczy , to są mocniejsi. no i niech będzie moc z tobą.
sic!
mała to nie znaczy mała, ale może ule są małe , a fizbachy wielkie
Prześlij komentarz