wtorek, 15 stycznia 2008

Sklepy Electronowe - Dzień Bez Myślenia

Wczoraj nie chciało mi się myśleć. O ile w samym fakcie bezmyślenia nie było nic nieprzyjemnego, o tyle dojście do tych olśniewających wniosków było bardzo męczące.

Po porannym obrządku zasiadłem do sieci. Klientów było wyjątkowo mało, więc mogłem bez przeszkód pogrążać się w kolejnych stronach internetowych. Po jakimś czasie przyłapałem się jednak na dość bezproduktywnym przerzucaniu aukcji allegro, co było jawnym znakiem, że już czas na przerwę. Pokręciłem się więc tu i tam, uzupełniłem braki kabli na wieszakach, poprawiłem głośniki i znów zasiadłem za ladą. Spojrzałem na otwarte karty z aukcjami i zemdliło mnie. "Dobra - pomyślałem - napiszę coś na blogu, czas ku temu doskonały!" Życie zweryfikowało ten pogląd - płodziłem dwa zdania przez pół godziny, zanim nie zaświtało mi, że nie jest to dobry pomysł.

Wziąłem się za książkę; medytacja przeciwległej ściany i kiwanie stopą w rytm muzyki - tyle zostało z czytania.

Zaatakowałem projekt, który mam zrobić do końca stycznia. W niedługim czasie kartkę zaludniły ludziki, pająki i inne bazgroły.

Zrezygnowany siadłem do prostackiego Motherload'a (gry online), gdzie prostacko zginąłem. Wtedy do mnie dotarło.

Siadłem i przestałem myśleć.
W tym radosnym nastroju, w towarzystwie nowo odkrytego radia Swiss Jazz, przetrwałem do końca pracy.

miłość pokój dobro
ziarno

3 komentarze:

Unknown pisze...

Ja Cię chłopie rozumiem - sam siedzę po 12 godz. w pracy, radio nie działa (antena typu "składak"), tv niby jest, ale działa zbyt usypiająco... Dobrze że nie mamy netu (typowo 'biurowy' komp - 133mhz+win95+word) bo chyba z nudów bym zaczął czytać archiwalne artyku na gazeta.pl...
...z tego nadmiaru wolnego czasu odkryłem w sobie pasję do pisania całkowicie nieprzydatnych makr w word'zie, przypomniałem sobie połowę sposobów "jak zepsuć i naprawić 95-kę", biję rekordy w zaparzaniu herbaty (powoooli, z namaszczeeeniem), przeczytałem wszystkie regulaminy jakie wiszą w okolicy, poznałem zwyczaje ludzi mieszkających w budynku naprzeciwko... byleby tylko nie zadawać sobie jednego pytania: JAK JA SIĘ TU ZNALAZŁEM?!

Anonimowy pisze...

fiuu fiuuu, zaświergolił niebieski ptaszek. a ONO (zauważ, pojęcie transcendentalne) pokiwało czymś tam,z pełną aprobatą. bo takie fiuu fiuuu niby nic, ale piękne.

Franc pisze...

bhaat saab:
wiesz, z tą herbatą to chyba symptom "spokojnej pracy". Droga łączy sie w jedno z Pustką i w ciągu trzech minut (koniecznie pod przykryciem) człowiek dostępuje Samadhi.

Celebracja takich zjawisk staje się bardziej intensywna, im więcej wolnego czasu mamy do dyspozycji. Paradoks tkwi jednak w tym, że nie celebrujemy de facto picia herbaty, tylko pokonujemy uciążliwe minuty.