czwartek, 10 stycznia 2008

Sklepy Elektronowe - borsuczy obrządek

Przyznam się bez bicia - ostatnio spóźniam się do pracy. Nie jakoś przeraźliwie, godzinami, ale zwyczajowe 10-15 minut. Grzebię się w domu okropnie, aż sam jestem zaskoczony jak wiele czasu zajmuje mi wydostanie się z łóżka i dotarcie do łazienki. Potem na dłuższą chwilę popadam w zadumę w kuchni, nad kubkiem porannych ziółek. Wreszcie udaje mi się wyjść, ale na razie z psem, na krótki spacer, gdzie przecież można zamyślić się nie raz nad zmrożonym źdźbłem trawy. Być może moi dalecy przodkowie przesypali ten nieprzyjemny okres stycznia, stąd to wszystko.

Atmosfera borsuczego spokoju towarzyszy mi także w sklepie. Wszystko zaczyna się od pospiesznego wystawienia reklam zewnętrznych, włączenia kasy, klaptoka, telewizora, nastawienia wody; w tym czasie zazwyczaj wpada kilku drobnych klientów. Całość zajmuje około 20 minut, dzięki czemu już przed 11 można, z zadowoleniem, opaść na fotel i kiwając się leniwie, sączyć gorące kakao. Przez głowę przechodzą mi refleksje o moich współbraciach (i współsiostrach) w archeologii, ganianych po polach i lasach dla dobra nauki, i bardzo mi ich żal.

W okolicach południa nadchodzi pora śniadania. Nie powiem - pierwszego, o nie, ale przecież tych drobnych francuskich rogalików nie warto liczyć. Całość celebrowana bez pośpiechu zyskałaby na pewno szacunek w oczach moich praprzodków.

Klienci, jak fale przyboju, przychodzą i odchodzą. Zdarza się, że w czasie ich dłuższej nieobecności, gdzieś w okolicach godziny 17, zdrzemnę się na fotelu, i dopiero na dźwięk otwieranych drzwi pospiesznie poderwę, czujny i gotowy. Ech, te ciemne, styczniowe wieczory...

Moglibyście pomyśleć, że ważę sobie lekce moją pracą, lub co najmniej się w niej obijam. Pragnę zapewnić, że nic podobnego nie ma miejsca. Ot, wprowadzam po prostu zdrowy borsuczy spokój, całkowicie zrozumiały w aktualnych warunkach przyrody. Cała natura czeka na wiosenne przebudzenie, drzemiąc cicho, my zaś nie możemy pozwolić sobie na ten luksus. Niech więc pozostanie choć jego namiastka, lekko senne spowolnienie życia, przecież nikomu nic się nie stanie, jak poczeka 15 minut przed sklepem; może przecież zdrzemnąć się w słońcu na ławce.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A czy Wy, dzieciaki, pamiętacie, że 19 gramy? mam nadzieję, że tak!

Anonimowy pisze...

coś jest przyjemnego w takim borsuczym, zimowym trwaniu.

Anonimowy pisze...

a weźcie wy sie wszyscy w koncu do roboty!!! obiboki i lesery!!! przez takie postawy gospodarka w bessie a inflacja nam zaskórniaki zrzera!!! emerytura sama na siebie nie zarobi, a i jeżdzić nie ma po czym, no i Nasi nie mają gdzie piłki kopać!!! przysłużcie się Krajowi, leniwi egoiści!!!
to pisałem ja... Robert

Franc pisze...

Słusznie, Robercie! Niech się te warchoły wezmą do roboty! Koniec z pijaństwem, lenistwem i chamstwem; dość już leżenia brzuchem do góry i użalania się nad własnym losem! Jestem pierwszy, który pójdzie za Tobą tępić ten ferment społeczny żywiący się pracą innych. A po dobrze wykonanej pracy zalegniemy spokojnie na trawce z piwkiem w ręku, i już nie będziemy mieć absolutnie żadnej konkurencji. W lenistwie :)

Anonimowy pisze...

a co jest złego w bżuchach do gury,hamstwie i piłce norznej na trawie.
bezkonkórencynjy ferment ,rzrący pracę innych
h2so4
th.