Pędzę dzisiejszego poranka na pocztę. Wstałem specjalnie wcześniej, co by zdążyć odebrać paczki przed pracą. Mrozy siarczyste szczypią w nos ale poranek przepiękny. Jedyni ludzie, jakich taka temperatura nie powstrzymała od wyjścia z domu, to właściciele psów. Pędzę więc, mijam dwie mocherkowe babcie z ratlerkami trzęsącymi się jak galarety, i szybkim krokiem schodzę z chodnika na ścieżkę wydeptaną przez leniwych środkiem trawnika. Nagle jedna z bestii (mam na myśli psa) z gardłowym acz piskliwym charkotem rzuca się na moje nogawki. Zaskoczenie jest silniejsze od chęci walki i zaczynam go nerwowo obchodzić. Dostrzegam mordercze błyski w przekrwionych ślepkach ratlerka w czerwonym sweterku. Na co dobiega mnie spokojny głos właścicielki zwierza:
- Niech pan zejdzie na chodnik. Niunia nie ugryzie nikogo na chodniku.
Robocop się chowa; elektroniczny pastuch, konwencja genewska i tabliczki "szanuj zieleń" też. Patrol nie ponosi odpowiedzialności za Niunię poza obrębem chodnika.
1 komentarz:
mocherowe panie i ich mocherowe pieski.
rydzykowi faceci i ich ryże koty.
patrolowego obywatela i jego mocherowe pieski i ich ryże koty
przykrył śnieg.
(może to jest haiku ?)
th.
Prześlij komentarz