środa, 26 grudnia 2007

Rozmyślania kolejowe

Kiedy wyprowadzaliśmy się z Leśnicy zaistniał pewien ciekawy paradoks: żałowaliśmy tego, co było naszą największą zmorą. Mowa, rzecz jasna, o sąsiadach. Zdarzało się im borować udarem po północy; raz w miesiącu chlać po wypłacie, zawsze przy tej samej muzyce ("Windą do nieeeebaaa") po czym uprawiać przemoc domową; rozpoczynać poranek z impetem (a jakże, "Windą do nieeeebaaa") przed siódmą, tak że mieliśmy wrażenie, że to u nas gra, a to u nich grało... Ileż to razy Ula w kapciach i z furią w oczach szła ich zniszczyć, a wracała zniszczona. Ile stresu najedli się biedni studenci, gdy widzieli niewyspaną Alinę po bezsennej nocy, spędzonej jakby na imprezie, tylko przymusowej i przez ścianę.

Było jednak coś jeszcze; w tym całym bezlitosnym i bezmyślnym szaleństwie dysponowaliśmy tymi samymi prawami, ograniczonymi wyłącznie sumieniem i litością nad dzieciakami. Przeprowadzając się do bloku pełnego emerytów mocno po sześćdziesiątce można było zapomnieć o partyzanckiej imprezie do czwartej nad ranem. W Naszym Mieście krępuję się włączyć odkurzacz, jak wracam po pracy (po 18.00) - w Lesnicy wieszaliśmy półki do północy.

Rzewnie wspominałem te czasy jadąc ostatnio w pociągu. Jaka jest polska kolej, gdy dysponuje się normalnymi (studenckimi) funduszami, każdy wie. Zadanie "znajdź 10 wad i uchybień w minutę" to łatwizna nawet dla sześciolatka. Tkwi w tym jednak pewna pułapka. Pułapka lenistwa, wygody i złych sąsiadów.

Żeby pociąg spełnił jako takie normy jakości wystarczyłoby przestrzegać podstawowych zasad - nie palić, nie trzymać nóg na fotelach itp. Tylko komu się chce? Urwałem śmietnik - wielka mi rzecz, niech będzie urwany; wylał mi się napój, efektownie zdobiąc ćwierć podłogi lepkim sokiem, to przesiądę się do przedziału obok; mam psa - przecież bidulka boi się podróży, niech poleży na fotelu a nie na brudnej podłodze. Patrzę na współpasażerów i widzę ich milczącą zgodę - znaczy, że nie robię nic, czego sami by nie zrobili. Może i chciałbym być porządny, ale skoro inni nie są, to po co wypinać się przed tłum? Może chciałbym śmigać super wygodnymi pociągami, ale wtedy musiałbym się starać...

Jednym słowem - mamy kolej, na jaką zasługujemy. Nie traktuje nas lekko, o nie!, ale my też nie mamy skrupułów. Utrzymujemy więc wygodne status quo, i czasami tylko szlag nas trafia, gdy w tyłek grzeją, w przedziale nie da się zamknąć okien a pociąg znów ma spóźnienie rzędu 1,5h.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Łapiemy tylko od 10ciu do 15stu miar naszego wymiaru przestrzeni ( od 1mm do 100km...) i to jest nasze ograniczenie. W zasadzie nasza wyobraźnia niechętnie wychodzi daleko poza 1metr. W swojej arogancji spodziewamy się wysłannika prabytu dokładnie dopasowanego do nas. I taki przybędzie, może nawet wykorzysta PKP.
I TO JESZCZE NIE WSZYSTKO.

Anonimowy pisze...

sąsiedzi emeryci to może być niezła pułapka. wiadomo jak u nich ze słuchem, nie polepsza się. i będzie jak w leśnicy, tylko inny repertuar,wiadomo z jakiego radia. ale z drugiej strony przy takich głuchotach będziecie mogli przygrzać.
co oznacza skrót pkp:
1) proszę kurde przyjedź
2) ...